Za każdym razem, gdy mam
zły humor, sięgam po albumy The Clash. Zazwyczaj nawet nie zdążę
zauważyć, że nucę jakiś kawałek. To świetny repertuar w
sytuacji, gdy choć na chwilę chcę oderwać się od problemów.
Ostatnio muzyka The Clash pełni funkcję terapeutyczną podczas
remontu;) Bardzo ciężko znoszę wszechobecny nieład i kurz.
Niekończące się sprzątanie nie należy do przyjemności, ale gdy
słucha się dobrej muzyki, to staje się bardziej znośne;)
The Clash to grupa
założona w Londynie w drugiej połowie lat 70. Ich pierwsze kawałki
zapisały się w historii punkrocka. Z czasem grupa zaczęła
wzbogacać swoje brzmienia o elementy ska, funky, rapu, reggae.
Zespół nie bał się
poruszać w swoich kawałkach tematów politycznych. Manifestacja
kontrowersyjnych tematów sprawiła, że The Clash przypięto łatkę
„sympatyków lewicy”. Grupa niejednokrotnie okazywała
solidarność z ruchami prowolnościowymi. Niewątpliwie pierwsze
albumy zespołu były najostrzejsze, jeśli chodzi o wygłaszane w
nich poglądy.
Teksty poruszające
drażliwe kwestie mogłyby sugerować, iż muzyka The Clash nie
nadaje się na imprezy. Tymczasem jest ona jednocześnie pogodna.
Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że emanuje z niej radość
i wolność, wynikająca z odrzucenia dławiącego gorsetu norm. Za
każdym razem gdy jej słucham, napełnia mnie optymizm.
Początek mojej przygody
z The Clash przypada na początek liceum. W moim przypadku był to
okres burz i naporów. Szczególnie bliskie wydawały mi się wówczas
hasła prowolnościowe i prorównościowo. Jak każdy, i ja
odczuwałam potrzebę buntu. Wciąż mam ogromny sentyment do muzyki
The Clash. Kojarzy mi się z zabawnymi przygodami, jakie przeżyłam
z moim chłopakiem. Zawsze wygłupialiśmy się przy kawałkach The
Clash. Bardzo wczuwaliśmy się w swoje role. Pamiętam zakończenie
roku. Uroczyste podziękowania dyrektora, gratulacje. Na koniec
samorząd zawsze puszczał jakieś zabawne kawałki. Tego dnia
wszyscy zebrani usłyszeli fragment utworu The Clash. Popatrzyłam
tylko na mojego chłopaka, który stał naprzeciwko i zaczęliśmy
wczuwać się w klimat. Tylko że ja miałam wtedy na sobie elegancką
spódnicę. Wtedy nagle puścił szew. Na szczęście sytuację dało
się opanować agrafką i nie najadłam się wstydu. I wtedy, i dziś
cała ta sytuacja wywołuje u nas salwy śmiechu. Zresztą i dzisiaj
obydwoje lubimy poskakać przy The Clash. Jest to w pełni
spontaniczne. Dla kogoś z zewnątrz może wyglądać to nieco
dziwnie, że dwójka dorosłych ludzi robi pizzę i nagle zaczyna się
kołysać w rytm muzyki, jednocześnie usiłując śpiewać. Ale
muzyka The Clash ma na celu kontestację zaistniałego, skostniałego
stanu rzeczy. Powiew świeżości, jaki grupa wniosła na scenę w
latach 70. i 80., można przemycić do codziennego życia.
Przesłaniem The Clash było przełamywanie ograniczeń i zakazów.
Ich muzyka budzi ukryte pokłady spontaniczności. W tym szaleństwie
jest metoda. Od czasu do czasu można zapomnieć o tym, co wypada w
naszym wieku;) Wprawdzie czasy, gdy człowiek stylizował się na
punka, mamy już za sobą, ale to nie oznacza, że nie możemy się
czasem powygłupiać;)
Pomimo upływu czasu
wciąż podoba mi się buntowniczy charakter kawałków The Clash.
Wprawdzie podchodzę do nich inaczej niż w wieku lat nastu, ale
wciąż to przesłanie jest mi w pewnym stopniu bliskie. Kiedyś
obiło mi się o uszy stwierdzenie, że tylko mentalnie demokratyczne
społeczeństwo jest zdolne do buntu.
Jeśli chodzi zaś o samą
warstwę muzyczną, to podobają mi się nie tylko klasyczne,
punkrockowe kawałki, moją sympatię wzbudzają także swoiste
eksperymenty. Elementy funku, rapu i reggae zostały bardzo
umiejętnie wplecione i nie ucierpiał na tym rockowy charakter
utworów. Zazwyczaj sięganie po inne gatunki muzyczne nie budzą
mojej aprobaty. W przypadku The Clash mamy do czynienia z utworami
wyszlifowanymi, w których wszystkie elementy do siebie pasują i
współgrają. Uwielbiam „Rock the casbah”. Moim zdaniem to
doskonały przykład umiejętnego połączenia ze sobą elementów
rocka, funku, boogie i reggae. Uważam, ze jest to świetny kawałek
do rozruszania imprezy. Niezależnie od tego, co robię, gdy słyszę
ten utwór, nachodzi mnie ochota na dobrą zabawę. Mam ochotę
pobawić się przy niej z grupą przyjaciół. Za tańcem nie
przepadam, ale lubię sobie pośpiewać;) Ten kawałek nadaje się
do nucenia w większym gronie, chórek mile widziany;)
W następnej notce
obiecuję Wam przedstawić moje ulubione kawałki The Clash. Moje
wspominki i luźne refleksje wyszły dosyć długie, dlatego uznałam,
że nie będę Was dłużej zanudzać;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz