niedziela, 25 grudnia 2011

Abracadabra Gothic Tour jako tournee promujące album "Bordeaux"

W końcu mam więcej czasu i wreszcie mogę opowiedzieć o swoich przeżyciach związanych z tegoroczną trasą Abracadabra Gothic Tour Closterkellera, które minionej jesieni promowało najnowszy album tej grupy zatytułowany "Bordeaux".

Swoją przygodę z Closterkellerem rozpoczęłam dobrych parę lat temu. Był to jeden z pierwszych zespołów grających gotyk, z którym się zetknęłam. Z czasem zaczęłam poszerzać swe horyzonty w obrębie szeroko pojmowanego gotyku. Odkąd pamiętam interesowały mnie wykłady z Anją ze względu na jej ogromną charyzmę. Nie wstydziła przyznać się, że poprawiła sobie biust, że ciąża i karmienie piersią nie spowodowały cudownego zwiększenia miseczki. Ponadto stroje i aurę, jaką wytwarzała wokół siebie Orthodox robiły wrażenie.

Zamiłowanie do Closterkellera odziedziczyłam po mamie, która, jak się niedawno okazało, słuchała pierwszych albumów zespołu. Nie ukrywam, że też mam ogromny sentyment do starszych albumów, jak chociażby "Purple", "Violet" i "Scarlet". Swoją drogą bardzo podoba mi się zwyczaj nadawania płytom tytułów. Nazwy albumów są zawsze "kolorystyczne".

Mam kilka piosenek, do których zawsze powracam, które potrafią mi się włączyć w głowie ni z gruszki, ni z pietruszki.  Są to "Władza", "Scarlett, "Graphite", "Alicja", "Immanoleo", "W moim kraju", "Lunar", "Nocarz", "Dwie połowy", "Violette", "Senne macanki", a ostatnio również "Halo Ziemia" i "Tyziphone".

Closterkeller cenię za znakomitą muzykę i świetne, często wkraczające na pole liryki, teksty autorstwa Anji.  Jeśli chodzi o tekst, to chyba najbardziej zapadł mi w pamięć ten z "Władzy" i  utworu "Dwie połowy".

Poprzestanę na tych ogólnych wiadomościach i odczuciach, teraz zajmę się koncertem promującym najnowszy album, na którym byłam w połowie października. Wprawdzie trochę czasu już minęło od tamtej pory, ale takich koncertów się nie zapomina. W tym roku znalazłam sobie towarzystwo. Okazało się, że moje koleżanki z roku również słuchają Closterkellera. Z jedną koleżanką umówiłam się na koncert jeszcze we wrześniu, gdy bawiłyśmy się na Comie. Niestety, nie mogła pójść na koncert, bo na dwa dni przed występem Anji dostała gorączki, potem nie mogła odżałować, że zabrakło jej na występie. Drugą koleżankę zapytałam, czy słucha gotyku, bo widziałam jej awatar na forum roku i bardzo przypadł mi do gustu. Okazało się, że podobnie jak ja jest wielką fanką Closterkellera, Artrosis i Nightwisha.

Na koncert planowałyśmy się ubrać trochę gotycko, ale niesprzyjająca aura odwiodła nas od tego pomysłu. Nasze kreacje były za cienkie. Skończyło się na ciemnych spodniach i gorsecie, a także kozakach, które w moim przypadku były jedynymi butami nadającymi się na taką pogodę, które nie były zbyt wysokie. Za to zaszalało się z makijażem, mieszając ciemny matowy fiolet z ciemnym matowym brązem.

Na koncert szłam przesłuchawszy płyty "Bordeaux". Uważałam ją za lepszy album niż "Nero", miałam jedną piosenkę, której mogłam słuchać na okrągło, ale do reszty piosenek nie byłam tak przekonana jak do utworów ze  "Violette" czy "Purple". Z koleżanką zastanawiałyśmy się, czy Closterkeller będzie promował wyłącznie najnowsze dzieło, czy wplecie w to także starsze kawałki. Gdy Anja zadeklarowała, że tego wieczoru czeka nas możliwość przesłuchania całego albumu na koncercie, ucieszyłam się, że usłyszę "Halo Ziemia", jednocześnie byłam ciekawa, jak wypadną pozostałe utwory.

Anja wykonywała kolejne piosenki z "Bordeaux" według kolejności ich umieszczenia na płycie. Na samym początku powiedziała, że te piosenki nie są luźnymi tworami, tylko tworzą całą opowieść, co pewien czas przerywała występ, by wprowadzić słuchaczy w atmosferę opowiadanej historii.  Opowieść oczywiście dotyczyła miłości, jej poszczególnych etapów, przemijania. "Halo Ziemia" stanowiła odzwierciedlenie najprzyjemniejszego etapu każdego związku, "Bez odwrotu" było jego kontynuacją, po "Miodowym kwadransie" coś zaczynało się sypać. Rzeczywiście całość sprawiała wrażenie pewnej powieści, opowiedzianej w nietypowy sposób.

Anja dużo gestykulowała podczas występu, co naprawdę budowało mroczną, tajemniczą, oniryczną atmosferę. Poza tym z koleżanką nie mogłyśmy przestać podziwiać jej stroju. Jej kreacje zawsze dostarczają wspaniałych przeżyć o charakterze estetycznym.

Ale na scenie widoczna była nie tylko wokalistka, ale również wspaniały gitarzysta, Mariusz, którego talent niewątpliwie robił wrażenie.

Przed koncertem "Tyziphone" nie należała do moich ulubionych piosenek, aczkolwiek zaczerpnięcie z mitologii, bardzo przypadło mi do gustu. Na koncercie piosenka zyskała inny charakter, poczułam jej atmosferę, przesłanie. Obydwie z koleżanką byłyśmy pod ogromnym wrażeniem tego kawałka. Tego się nie dało wysłuchać, stojąc jak kołek;) "Bordeaux" i "Bez odwrotu" także zabrzmiały zupełnie inaczej niż na płycie. I na żywo bardziej przypadły mi do gustu. Dzięki koncertowi na pewno bardziej przekonałam się do płyty, zaczęłam ją też inaczej interpretować.

Ale na piosenkach z "Bordeaux" koncert się nie skończył. Anja wraz z zespołem wykonali jeszcze parę stałych kawałków, powszechnie znanych, przez co atmosfera się rozluźniła i można się było wreszcie wyszaleć.

Świetny kontakt z publiką to coś, co sprawia, że zespół utrzymuje się na scenie latami. Closterkeller ma ten dar. Anja potrafi nawiązać wspaniały kontakt z publiką, zażartować. Jest to coś, co obecnie rzadko się spotyka. Na wszelkiej maści festiwalach ów kontakt sprowadza się do pytania: "Jak się bawicie". Anję stać na więcej;)

Kiedy następny koncert? Czasami chodzę i smęcę, powtarzając to pytanie, bo naprawdę bawiłam się rewelacyjnie. Przydałoby się ponownie podładować akumulatory. Z niecierpliwością czekam na kolejny koncert Closterkellera w moich okolicach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz