środa, 5 września 2012

Muzyka na jesienne wieczory

Goya to polski zespół grający pop. Nie ukrywam, iż nie jest to mój ulubiony gatunek. Co takiego ma w sobie twórczość tej grupy, że od lat chętnie do niej powracam? Atutem grupy Goya jest delikatny, zmysłowy, kobiecy wokal Magdy Wójcik. Przy pomocy tego niepowtarzalnego głosu buduje ona wyjątkową atmosferę. Teksty utworów wyróżniają się na tle innych kawałków z pogranicza popu. Stanowią one liryczną opowieść o emocjach, z którymi spotykamy się na co dzień. Nie brakuje w nich metafor, porównań i ciekawych epitetów. Uważam, że utwory zespołu Goya są wręcz stworzone na jesienne wieczory z książką i herbatą. Dzisiaj zaprezentuję Wam swoje ulubione kawałki.

Trudne pytania”

W tym utworze przedstawiony zostaje odwieczny dylemat. Czy bolesna prawda usprawiedliwia uciekanie się do kłamstwa. Bardzo podoba mi się tekst tego utworu. „Spod przymkniętych powiek przyglądam się tobie z czułością” brzmi jak wyrwane z tomiku poezji. Warstwa muzyczna koresponduje z opowiadaną historią.

Tęsknota”

Ta piosenka jest mi szczególnie bliska. Należę do grona osób, które bardzo intensywnie przeżywają rozłąkę, dlatego zawsze zostawiam sobie jakieś pamiątki przypominające mi o bliskich osobach. Zdjęcia, kwiaty, drobne upominki. Ale tęsknotę łatwiej znieść, gdy wiemy, że druga osoba też nie może doczekać się spotkania.

Piękny czas”

Każdy z nas czasami chciałby wiedzieć, jak osoby, które kiedyś były nam bliskie, wspominają wspólnie spędzony czas. Nie jestem romantyczką, mimo to czasami myślami powracam do przyszłości. Wspominając niektóre wydarzenia, uśmiecham się mimowolnie;)

All my senses”

Zmysłowo, kobieco, melancholijnie. Tymi słowami można by określić ten utwór. To od niego rozpoczęła się moja przygoda z twórczością Goya. Chętnie powracam do tej piosenki. Czasami ją sobie nucę.

Przyjaciółki”
To opowieść o emocjach (tych dobrych i złych), które towarzyszą nam każdego dnia. „Przyjaciółki potrzebuję was. W całym świecie najlepsze i najgorsze, jakie znam”. Człowiek, chcąc zachować zdrowie psychiczne, musi znaleźć ujście dla negatywnych emocji.

karminowe.usta

piątek, 31 sierpnia 2012

Eurowizyjne perełki


Eurowizja nie bez powodu uchodzi za festiwal kiczu. Wiele występów ociera się o tandetę. Mimo to co roku zasiadam przed telewizorem, by śledzić eurowizyjne zmagania. Wśród zalewu kiczu, zawsze można wyłowić prawdziwe muzyczne perełki. Poniżej pragnę przedstawić swoje ulubione piosenki ostatnich lat.

  1. One more day” Eldrine (Gruzja 2011)

Ten kawałek od razu wpadł mi w ucho. Szczerze mówiąc, wolałam wersję wykonywaną przez pierwszą wokalistkę. Gdy zmieniono wykonawczynię, cały czas bałam się, czy zdoła udźwignąć niektóre dźwięki. „One more day” to mocny, rockowy kawałek z elementami rapu (jedna ze zwrotek stanowi męsko-damski dialog). Utwór doczekał się również ciekawej oprawy. Oryginalne stroje, fryzury, makijaż i wizualizacje zrobiły swoje. Podejrzewam, że bez oprawy, zespół nie zająłby tak wysokiego miejsca w finale, choć mamy tu do czynienia z dobrą muzyką. Myślę, że w „One more day” można odnaleźć pierwiastek budzący skojarzenia z twórczością Evanescence.

  1. L`amore e femmina (Out of love” Nina Zilli (Włochy 2012)

Świetny, mocny kobiecy wokal. Moim zdaniem Nina ma w sobie coś z Amy Winehouse, choć zajmuje się nieco inną muzyką. Angielski Niny jest całkiem niezły. Sam kawałek jest ciekawy od strony muzycznej. Lubię piosenki, z których aż kipi świadoma kobiecość. Bardzo chciałam, żeby Włochy wygrały tegoroczną Eurowizję. Zaszły daleko, ale musiały ustąpić szwedzkiej „Euphorii”.

  1. Don`t close your eyes” Max Jason Mai (Słowacja 2012)

Ten kawałek to stary, dobry hard rock. Chłopak ma mocny, męski głos z delikatną chrypką. Aż można się zakochać (w wokalu;D). Mam nadzieję, że nie przestanie śpiewać, bo przyjemnie się go słucha. Sama kawałek przypomina mi połączenie The Offspring z AC/DC. Wracając do wokalu, to w przypadku rockowych kawałków preferuję mocne, męskie głosy. Nigdy nie przekonywała mnie twórczość Myslovitz, ponieważ do tego gatunku muzyki nie pasuje mi delikatny, męski wokal.

  1. Unbreakable” Sinplus (Szwajcaria 2012)

Przyjemny, rockowy kawałek. Wokalista nie może poszczycić się już taką głębią głosu jak Słowak, ale mimo to przyjemnie się go słucha. W ich muzyce dostrzegam dużą inspirację U2. Po raz pierwszy od lat propozycja Szwajcarii przypadła mi do gustu. Niestety, nie awansowała do finału, zajmując w półfinale 11. miejsce.

PS Oglądacie Eurowizję?

karminowe.usta

środa, 29 sierpnia 2012

Przyczepiło się podczas oglądania seriali



Ostatnio wciągnął mnie serial „Prawo Agaty”. Jego mocną stroną niewątpliwie się oprawa muzyczna. Wykorzystano w nim nie tylko zagraniczne przeboje, ale też wiele polskich utworów wartych uwagi. Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam swoich faworytów.

Cud niepamięci” Soyka

Choć czasami cały świat wali nam się na głowę, a porażka goni porażkę, nie należy tracić nadziei. Każdy dzień to szansa na zmianę. W tym utworze podoba mi się nie tylko przekaz, ale spore wrażenie wywarła na mnie warstwa muzyczna. Ten kawałek łatwo wpada w ucho.


W wielkim mieście” Raz Dwa Trzy

Kiedyś robiłam przymiarkę do twórczości tej grupy. Niestety, ich muzyka nie do końca do mnie przemówiła. Tym większe było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że wykonawcą piosenki, która wpadła mi w ucho, jest grupa Raz Dwa Trzy.”W wielkim mieście” wszystko tworzy harmonijną całość. Fantastyczne wykonanie Adama Nowaka, ciekawa oprawa muzyczna, która łatwo wpada w ucho i tekst z przesłaniem. Gdy próbowałam ustalić wykonawcę, sugerowałam się optymizmem i wokalem, dlatego początkowo przypuszczałam, iż mam do czynienia z twórczością Wojciecha Waglewskiego. Dotychczas utwory Raz Dwa Trzy kojarzyły mi się z powagą, smutkiem i nostalgią. Jak widać, to tylko pewien wycinek ich twórczości.

Miłość jak ogień” Edyta Bartosiewicz

Ten kawałek zamknął pierwszą serię „Prawa Agaty”. Moim zdaniem było to znakomity wybór ze strony osoby odpowiedzialnej za oprawę muzyczną. Ten kawałek jest nieco przelukrowany, ale broni go pazur. Szkoda, że Edyta Bartosiewicz od lat nie nagrała nowej płyty. Wolę słuchać jej piosenek o miłości niż męczyć z twórczością Piaska czy Juli.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Kobieco i zmysłowo


Od czasu do czasu dopada mnie faza na spokojną muzykę. Od paru dni namiętnie słucham Anny Marii Jopek. W niniejszej notce chciałabym Wam przedstawić piosenki, do których najchętniej powracam.

Wspomnienie”

Ta piosenka nagrana z Michałem Żebrowskim za każdym razem robi na mnie ogromne wrażenie. Opowieści o miłości zazwyczaj uważam za tandetne i przelukrowane. Ta jest inna. Powrót do pięknej, starej, dźwięcznej polszczyzny zdecydowanie przemawia na korzyść utworu. Głos Jopek sprawia, że przed oczyma mam leśny strumień, w którym odbija się światło księżyca. Bardzo cenię sobie jej zmysłowy, niezwykle kobiecy wokal. Tak jak malarz tworzy historię za pomocą pociągnięć pędzla, tak Jopek kształtuje ją dzięki wprawianiu w drganie strun głosowych.

Joszko Broda”

Uwielbiam muzykę, która czerpie z tradycji ludowej. Flet nadaje niepowtarzalny charakter tej piosence. Jest to utwór pełny optymizmu i nadziei. Zmysłowy głos Jopek pieści ucho i koi nerwy. Tę piosenkę znam od lat. Nuciłam ją pod nosem, będąc dzieckiem. Bardzo lubię klip stanowiący wizualizację tego utworu.

Niebo”

W tej piosence również znajdziemy nadzieję i optymizm. Piękny wokal Jopek koi skołatane nerwy. Bardzo cenię sobie twórczość tej wokalistki, ponieważ zwykłym rzeczom potrafi nadać niezwykły wymiar. Tytułowe niebo może znaleźć każdy z nas.

PS Lubicie muzykę wykonywaną przez Annę Marię Jopek?

sobota, 18 sierpnia 2012

Spora dawka optymizmu


Nie ukrywam, że Voo Voo poznałam stosunkowo niedawno, za sprawą mojego lubego. Moja przyjaciółka swego czasu bardzo zachwalała muzykę tego zespołu. Wielokrotnie podkreślała, że ich piosenki poprawiają nastrój, ponieważ kryje się w nich spora dawka optymizmu. Dlaczego tak długo zwlekałam z zapoznaniem się z twórczością Voo Voo? Bardzo długo żyłam w przekonaniu, że wokalistą tej grupy jest Witold Paszt. Voo Voo i Vox dla mnie brzmią podobnie. Od zawsze miałam problem z rozróżnianiem imion Maciej i Marcin. Po prostu czasami mój mózg klasyfikuje dwie nazwy jako identyczne.

Niebo bez dziur”

Pamiętam, że po spotkaniu z moim lubym, weszłam na Facebooka i zobaczyłam, że mój obiekt westchnień wrzucił „Niebo bez dziur” Waglewskiego, Fisza i Emade. Zawsze lubiłam obserwować, jak rozwija się jego muzyczny gust, więc kliknęłam w link. I przepadłam. Podobną dawkę optymizmu, hedonizmu, apoteozy życia można znaleźć tylko w reggae! Utwór wprawił mnie w błogi stan. Ta piosenka jest idealna na wiosenny/letni weekend. Za każdym razem, gdy jej słucham, widzę swój ulubiony park, w którym chętnie organizuję sesje zdjęciowe:) Łono natury, sprzyjająca aura i aparat, czego chcieć więcej?:) Jest to idealny kawałek dla marzycieli, którzy wyobrażając sobie szczęśliwe chwile, od razu odczuwają przypływ hormonów szczęścia;) W omawianej piosence uwielbiam wers:” niebo jest zwleka, a w piekle miejsc już brak”;) Zachwycona utworem, postanowiłam pogrzebać trochę na last.fm i w ten sposób odkryłam, że Waglewski ma swój zespół: Voo Voo.

Klucz”

Ten utwór odzwierciedla moje obecne życie, w związku z tym mam do niego ogromną słabość. U boku mojego TŻta jestem szczęśliwa. Dzięki niemu przewartościowałam parę rzeczy i teraz drobiazgi nie są w stanie popsuć mi humoru. Chyba odnalazłam „klucz do świata nowego” i teraz pozostaje mi tylko korzystać z życia, i doceniać to, co mam;) Tak naprawdę w niczym życiu nie brakuje powodów do dumy i zadowolenia, trzeba je tylko dostrzec;)

Nim stanie się tak jak gdyby nigdy nic”

To najbardziej optymistyczna piosenka, jaką znam!:) Nic nie jest przesądzone. Jako zapalona kibicka zawsze wychodziłam z tego założenia. Wiele spraw może zmienić się na naszą korzyść. Na niektóre z nich mamy wpływ. Możemy nauczyć się mówić o tym, co nas uwiera, boli, możemy tak długo ćwiczyć makijaż oczu, aż w końcu nam wyjdzie, możemy zwalczać swoje czarnowidztwo;) Z rzeczy niezależnych od nas, jutro może był słonecznie i chłodniej niż dzisiaj, ulubiona drużyna może odkuć się w meczu rewanżowym. Ktoś kiedyś powiedział, że pesymista traci dwa razy. 1. raz gdy snuje czarne wizje, 2. gdy one się spełniają:) Ten kawałek na dłużej zagości na mojej playliście, ponieważ wielkimi krokami zbliża się pisanie magisterki, a pisanie zawsze sprawiało mi sporo trudności. Chyba że jakiś temat budzi we mnie spore emocje, wtedy powstają całe epopeje. Aczkolwiek w przypadku tematów neutralnych całość zamknęłabym w obliczeniach, wykresach i paru zdaniach:P Ale może akurat poczuję wenę;) Trzeba myśleć pozytywnie:)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Te kawałki za mną chodzą, nie mogę się uwolnić;)


Też miewacie fazy na różne kawałki? Ja od soboty słucham na okrągło trzech piosenek. Podejrzewam, że zraziłam do nich otoczenie, bo ileż można puszczać to samo;) Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować 2 kawałki, które za mną chodzą od kilku dni;) Tak się jakoś złożyło, że wszystkie wyszły spod pióra Anji Orthodox;)

  1. Senne macanki”


Erotyzm, sensualność, kobiecość, drapieżność. Tymi czterema słowami można by opisać ten kawałek. Bardzo lubię teksty Anji. Niemal zawsze ocierają się o poezję, można w nich odnaleźć liczne metafory. Closterkeller tworzy wspaniałą atmosferę okrytą płaszczem tajemniczości i mroku. Ten z pozoru lekki kawałek, kipiący erotyzmem również zawiera w sobie pewną zagadkę zawartą w słowach „naprawdę nie ma mnie”. W Polsce nie brakuje piosenek poruszających kwestie seksualne, ale ich autorzy zatracili gdzieś po drodze poczucie smaku. Utwory Closterkellera ocierają się o wyważony, liryczny erotyzm. W „Sennych macankach” Anja wydaje się z siebie pomruk „sennej kotki”. Ten odgłos odbieram jako żartobliwy ukłon w kierunku słuchacza, jednocześnie w ten sposób zostaje wyrażona drapieżność. „Senne macanki” emanują kobiecością i zmysłowością. Uważam, że jest to jeden z lżejszych kawałków Closterkellera.

  1. Lady Makbet”

W tym utworze Anja posługuje się postacią bohaterki dramatu Szekspira, która uosabia zgniliznę moralną, utratę wyższych uczuć, zło. Lady Makbet może być każdy z nas. Zadawanie bólu bliźniemu jest swoistą zmorą, z którą zmierza się ludzkość od zarania dziejów. W każdym co pewien czas budzi się pierwiastek zła. Gdy on zamiera, dopadają nas wyrzuty sumienia. „Lady Makbet” to utwór skłaniający do refleksji, mroczny i zatrważający. Słuchając go można wyobrazić sobie sceny z dramatu Szekspira.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Moje ulubione kawałki The Clash


Zgodnie z obietnicą, dziś przychodzę, by przedstawić Wam moje ulubione kawałki The Clash. Oto moje top 4 (nie 3, bez tych 4 kawałków nie wyobrażam sobie przetrwania ponurego dnia):

  1. Rock the casbah”

To mieszanka stylów. Reggae, boogie, rocka, funku i elementów muzyki arabskiej. Za każdym razem, gdy słyszę ten kawałek, mam ochotę na karaoke ze znajomymi;) Utwór zdecydowanie zachęca do zabawy. Poza tym to doskonały poprawiacz nastroju. Zawsze bierze mnie przy nim na wygłupy. Jestem typowym słuchowcem i muzyka jest w stanie kształtować mój nastrój;)

  1. Should I stay should I go”

Ten kawałek został wykorzystany w reklamie, dlatego śmiem sądzić, że zdecydowana większość społeczeństwa zna przynajmniej jeden kawałek tej londyńskiej grupy. Tylko jest tego nieświadoma...;) Uwielbiam ten kawałek za jego przewrotność, niekończące się rozterki. Jest szalony, energetyczny. Jak chcę się rozbudzić, np. podczas wielogodzinnej nauki, to szukam właśnie takich kawałków. Z pazurem, ale jednocześnie mających w sobie coś pozytywnego;)

  1. Police on my back”

Czasami zdarzają się takie dni, że mam ochotę zostawić wszystko i uciec na drugi koniec świata, żeby odpocząć. Ten utwór jest wprost stworzony na chwilowy kryzys i spadek motywacji. Patrząc na sam tekst, nie widzimy niczego zabawnego. Piosenka ma pewne przesłanie, ale jednocześnie jej sposób wykonania to zastrzyk pozytywnej energii. Uwielbiam The Clash za tę dychotomię. Na polskiej scenie muzycznej również nie brakuje artystów, których utwory zawierają wzajemnie wykluczające się elementy. Twórczość Happysad również ociera się o dychotomię.

  1. Tainted love”

Uwodzenie, zgubna pokusa, uleganie, zmysłowość, seks to słowa-klucza, z jakimi kojarzy mi się ten kawałek. Tekst opowiada o toksycznej relacji, przynoszącej ból i cierpienie, która jednocześnie jest na tyle kusząca, że nie sposób nie ulec zmysłom. Uwielbiam muzykę stworzoną specjalnie na potrzeby tego utworu. Przed oczyma mam kobietę odzianą w gorset, siedzącą na czarnym krześle i zmysłowo przestępującą z nogi na nogę. Wyczuwam wręcz zapach jej perfum. Woń kusicielki. Ten kawałek pobudza wszystkie moje zmysły.

piątek, 3 sierpnia 2012

Początek mojej przygody z The Clash


Za każdym razem, gdy mam zły humor, sięgam po albumy The Clash. Zazwyczaj nawet nie zdążę zauważyć, że nucę jakiś kawałek. To świetny repertuar w sytuacji, gdy choć na chwilę chcę oderwać się od problemów. Ostatnio muzyka The Clash pełni funkcję terapeutyczną podczas remontu;) Bardzo ciężko znoszę wszechobecny nieład i kurz. Niekończące się sprzątanie nie należy do przyjemności, ale gdy słucha się dobrej muzyki, to staje się bardziej znośne;)

The Clash to grupa założona w Londynie w drugiej połowie lat 70. Ich pierwsze kawałki zapisały się w historii punkrocka. Z czasem grupa zaczęła wzbogacać swoje brzmienia o elementy ska, funky, rapu, reggae.

Zespół nie bał się poruszać w swoich kawałkach tematów politycznych. Manifestacja kontrowersyjnych tematów sprawiła, że The Clash przypięto łatkę „sympatyków lewicy”. Grupa niejednokrotnie okazywała solidarność z ruchami prowolnościowymi. Niewątpliwie pierwsze albumy zespołu były najostrzejsze, jeśli chodzi o wygłaszane w nich poglądy.

Teksty poruszające drażliwe kwestie mogłyby sugerować, iż muzyka The Clash nie nadaje się na imprezy. Tymczasem jest ona jednocześnie pogodna. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że emanuje z niej radość i wolność, wynikająca z odrzucenia dławiącego gorsetu norm. Za każdym razem gdy jej słucham, napełnia mnie optymizm.

Początek mojej przygody z The Clash przypada na początek liceum. W moim przypadku był to okres burz i naporów. Szczególnie bliskie wydawały mi się wówczas hasła prowolnościowe i prorównościowo. Jak każdy, i ja odczuwałam potrzebę buntu. Wciąż mam ogromny sentyment do muzyki The Clash. Kojarzy mi się z zabawnymi przygodami, jakie przeżyłam z moim chłopakiem. Zawsze wygłupialiśmy się przy kawałkach The Clash. Bardzo wczuwaliśmy się w swoje role. Pamiętam zakończenie roku. Uroczyste podziękowania dyrektora, gratulacje. Na koniec samorząd zawsze puszczał jakieś zabawne kawałki. Tego dnia wszyscy zebrani usłyszeli fragment utworu The Clash. Popatrzyłam tylko na mojego chłopaka, który stał naprzeciwko i zaczęliśmy wczuwać się w klimat. Tylko że ja miałam wtedy na sobie elegancką spódnicę. Wtedy nagle puścił szew. Na szczęście sytuację dało się opanować agrafką i nie najadłam się wstydu. I wtedy, i dziś cała ta sytuacja wywołuje u nas salwy śmiechu. Zresztą i dzisiaj obydwoje lubimy poskakać przy The Clash. Jest to w pełni spontaniczne. Dla kogoś z zewnątrz może wyglądać to nieco dziwnie, że dwójka dorosłych ludzi robi pizzę i nagle zaczyna się kołysać w rytm muzyki, jednocześnie usiłując śpiewać. Ale muzyka The Clash ma na celu kontestację zaistniałego, skostniałego stanu rzeczy. Powiew świeżości, jaki grupa wniosła na scenę w latach 70. i 80., można przemycić do codziennego życia. Przesłaniem The Clash było przełamywanie ograniczeń i zakazów. Ich muzyka budzi ukryte pokłady spontaniczności. W tym szaleństwie jest metoda. Od czasu do czasu można zapomnieć o tym, co wypada w naszym wieku;) Wprawdzie czasy, gdy człowiek stylizował się na punka, mamy już za sobą, ale to nie oznacza, że nie możemy się czasem powygłupiać;)

Pomimo upływu czasu wciąż podoba mi się buntowniczy charakter kawałków The Clash. Wprawdzie podchodzę do nich inaczej niż w wieku lat nastu, ale wciąż to przesłanie jest mi w pewnym stopniu bliskie. Kiedyś obiło mi się o uszy stwierdzenie, że tylko mentalnie demokratyczne społeczeństwo jest zdolne do buntu.

Jeśli chodzi zaś o samą warstwę muzyczną, to podobają mi się nie tylko klasyczne, punkrockowe kawałki, moją sympatię wzbudzają także swoiste eksperymenty. Elementy funku, rapu i reggae zostały bardzo umiejętnie wplecione i nie ucierpiał na tym rockowy charakter utworów. Zazwyczaj sięganie po inne gatunki muzyczne nie budzą mojej aprobaty. W przypadku The Clash mamy do czynienia z utworami wyszlifowanymi, w których wszystkie elementy do siebie pasują i współgrają. Uwielbiam „Rock the casbah”. Moim zdaniem to doskonały przykład umiejętnego połączenia ze sobą elementów rocka, funku, boogie i reggae. Uważam, ze jest to świetny kawałek do rozruszania imprezy. Niezależnie od tego, co robię, gdy słyszę ten utwór, nachodzi mnie ochota na dobrą zabawę. Mam ochotę pobawić się przy niej z grupą przyjaciół. Za tańcem nie przepadam, ale lubię sobie pośpiewać;) Ten kawałek nadaje się do nucenia w większym gronie, chórek mile widziany;)

W następnej notce obiecuję Wam przedstawić moje ulubione kawałki The Clash. Moje wspominki i luźne refleksje wyszły dosyć długie, dlatego uznałam, że nie będę Was dłużej zanudzać;)


środa, 1 sierpnia 2012

Maanam


Maanam to zespół, którego muzyka towarzyszy mi od dzieciństwa. Moja mama zawsze chętnie słuchała Kory i po prostu mnie tym zaraziła;)

Nie wiem, czy Maanam osiągnąłby tak wielki sukces, gdyby nie ogromna charyzma Kory. Jest ona jednostką charakterystyczną i wyjątkową. Niewielu jest artystów, którzy mogą poszczycić się równie dobrą dykcją. Niektóre teksty Maanamu to swoiste wyzwanie dla wokalisty. Osoby o nie najlepszej dykcji mogą sobie nie poradzić z niektórymi zlepkami słów. Muzyka Maanamu swoją wyjątkowość zawdzięcza także nietuzinkowym tekstom. Nie można im zarzucić przypadkowości, banału. Na próżno szukać w nich pospolitych rymów. Teksty te nierzadko ocierają się o poezję. Zawsze opowiadają o czymś. Nigdy nie są przypadkowym zlepkiem słów, których próba zrozumienia może przyprawić o ból głowy.

Kora to także neurotyczna osobowość. Udzieliła paru wywiadów, w których opowiedziała o swoim trudnym dzieciństwie i dorastaniu, problemach z uzależnieniami i związkach. O ile nie przepadam za takim uzewnętrznianiem się, o tyle w jej przypadku nie wzbudziło to we mnie niesmaku. Te opowieści rzucały bowiem światło na jej twórczość.

Kora to swoisty powiew świeżości jak na tamte czasy. Była silną indywidualnością. Szokowała strojem i wypowiedziami. Ogromna odwaga towarzyszyła jej nie tylko w PRLu, ale wciąż jest obecna w jej życiu. Z jej wypowiedziami dotyczącymi legalizacji narkotyków można się zgadzać lub nie, ale nie można jej odmówić umiejętności wyrażania niepopularnych poglądów.

Muszę nadmienić, że stylizacje Kory wpisują się w mój gust. Jej czarne sukienki, skórzane kurtki o oryginalnym kroju, ciekawie upięte włosy wciąż budzą zachwyt. Chętnie sama bym takie założyła;)

Szkoda, że najnowsza płyta Kory jest słaba. Moim zdaniem najlepsze utwory nagrała z Maanamem. Projekty solowe nie do końca jej wychodzą. Może to też kwestia czasów, w których tworzy. Dziś by dotrzeć do szerokiego grona odbiorców trzeba śpiewać o niczym. Najlepiej nie wyciągać niewygodnych tematów. Największe wytwórnie tego nie kupią. Z drugiej strony piosenki pokroju „Ping pong” rzucają cień na karierę Kory, która znana jest jako utalentowana artystka wykonująca dobre teksty.

Do napisania dzisiejszej krótkiej notki zainspirował mnie kawałek „Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech”. Choć rozpoczyna się nieco kiczowato, to bardzo go lubię. Uważam to za swoisty dowcip muzyczny. Za każdym razem, gdy go słucham, poprawia mi się humor;)

karminowe.usta

wtorek, 24 lipca 2012

Muzyka tworzona przez kobiety i dla kobiet


Jakoś dopadła mnie melancholia i zaczęłam słuchać utworów Renaty Przemyk. Postanowiłam opisać Wam swoją przygodę z muzyką tej wielkiej, polskiej artystki.

Będąc w gimnazjum i liceum, często wymykałam się ze znajomymi na koncerty kierowane do studentów. Bardzo często gościła na nich Renata Przemyk, która budowała fantastyczną atmosferę. Będąc na koncercie, można było odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z czymś intymnym, niedopowiedzianym, niejednoznacznym. Przemyk to artystka, która nie musi skakać w kusej spódniczce, by zaakcentować swoją kobiecość. W jej przypadku jest to coś oczywistego, emanującego z jej wnętrza. Przyodziana w czerń, w spiętych włosach wciąż jest symbolem kobiecości.

Uwielbiam jej czysty wokal. Przemyk może poszczycić umiejętnością wyciągania wysokich dźwięków. Wykonywana przez nią muzyka jest trudna do sklasyfikowania. Jest to połączenie poezji śpiewanej, muzyki międzywojennej, rocka. Krytycy określają ją mianem szeroko pojętej alternatywy.

Teksty Przemyk są zawsze o czymś. Często mają wymiar poetycki, roi się w nich od metafor. Ta wieloznaczność to swoista gra, flirt ze słuchaczem. Wiele jej utworów przepełnia erotyzm i zmysłowość. Muzyka Przemyk jest bardzo kobieca. W jej utworach jest ona wyjątkowym bytem. Apoteoza kobiet przejawia się w tytułach piosenek : „Sara”, „Babę zesłał Bóg”, „Goplana”, „Alina”. Osiąga swoje apogeum w „Tylko kobieta”. Oto fragment tekstu tego utworu:
„Tylko kobieta go wprawia w trans
Tylko dla kobiet jest czegoś wart
Liryczny zbyt, czuły jak nikt
Zobaczysz go, pokochasz w mig”.

Przemyk dużo uwagi poświęca w swoich utworach kobietom. Dlatego niektórzy przypięli jej łatkę lesbijki. Przemyk nigdy nie ukrywała, że dziwi ją zjawisko braku solidarności między kobietami, że zgadza się z hasłami głoszonymi przez feministki. O ile rozumiem odnoszenie się do tych kwestii, o tyle dziwią mnie dywagacje nt. jej orientacji seksualnej. W rzadko udzielanych wywiadach dzieli się swoją radością i miłością do córki-Klary, ale nie handluje jej wizerunkiem i prywatnością. To jest właśnie klasa. Nie ukrywam, że przesłanie utworów Przemyk jest mi szczególnie bliskie, ze względu na to, iż jest to swego rodzaju pochwała kobiecości. Jej muzyka doskonale nadaje się na dni, kiedy dokucza nam chandra, pomimo iż jest dosyć melancholijna i nostalgiczna.

Dzisiaj chciałam podzielić się swoimi ogólnymi refleksjami. Bardzo lubię utwory pisane przez kobiety dla kobiet. I nie mówię tu o piosenkach w stylu:”kocham mojego księcia”, ale o utworach z których emanuje kobieca siła i solidarność.

PS Słuchacie Renaty Przemyk?

niedziela, 22 lipca 2012

Kobiecy, mocny wokal, czyli parę słów nt. Milczenia Owiec


Dzisiaj parę słów nt. Milczenia Owiec. Nie, nie będę opisywała swoich wrażeń związanych z ekranizacją o Hannibalu Lecterze. Milczenie Owiec to grupa grająca muzykę z pogranicza rocka, nu metalu i post grunge`u. Założona w 2002 roku w Trójmieście, rozwiązana w 2008. Na szczęście zespół wznowił działalność w 2010 roku. Dzięki temu Milczenie Owiec mogło wziąć udział w X In Memoriam Festiwalu Grzegorza Ciechowskiego i zając na nim 1. miejsce. Zespół wykonał dwa utwory zmarłego członka Republiki: „Tak... Tak... To ja” i „Zapytaj mnie, czy cię kocham”. Obie piosenki zostały poddane reinterpretacji i rearanżacji. Są zagrane ostrzej. Mocny, kobiecy wokal nadaje bardziej stanowczy wydźwięk „Zapytaj mnie, czy cię kocham”. Widać, że w wykonanie tego kawałka Ewa włożyła sporo emocji. Lubię Republikę, jest dla mnie swego rodzaju legendą, dlatego krytycznie spoglądam na wszelkie covery. Sposób, w jaki Milczenie Owiec wykonało piosenki Ciechowskiego, bardzo przypadł mi do gustu. Chętnie powracam zwłaszcza do ostrzej zagranego „Zapytaj mnie, czy cię kocham”.

Jak natrafiłam na Milczenie Owiec? Jak zapewne wiecie, mam słabość do kobiecych rockowych wokali. Szukałam jakiegoś zespołu odpowiadającego moim preferencjom i tak natrafiłam na zespół Ewy. Ich repertuar tak przypadł mi do gustu, że wciąż do niego powracam.

„Frozen” nie jest autorskim numerem Milczenia Owiec. To cover przeboju Madonny, w którym postawiono na mocniejsze dźwięki. Nie da się ukryć, że Ewa ma lepsze warunki wokalne od Królowej Popu i pokazuje to w „Frozen”. Utwór został zaaranżowany na rockową nutę. Drzemie w nim większy pokład emocji niż w pierwotnym wykonaniu, które notabene lubię. Nie ukrywam, że jest parę starych kawałków Madonny, które cenię, choć na co dzień słucham cięższej muzyki.

„Dreszcz” rozpoczyna od mocnych dźwięków gitary i perkusji. W refrenie Ewa pokazuje, że jest w stanie wysoko i mocno osadzać dźwięki. W zwrotkach łagodny wokal jest przeplatany mocniej akcentowanymi fragmentami.

Od pierwszej nuty zakochałam się w „Cieniu”. Jest to swoiste wyrzucenie gniewu, dlatego sam kawałek jest ostry, surowy. Atmosferę złości oddaje nie tylko muzyka, ale też wokal Ewy.

„Ego” także znajduje się na liście moich ulubieńców. Mocny wokal, ostre dźwięki i dobry tekst. Czego chcieć więcej? Za każdym razem, gdy go słucham, to żałuję, że nie potrafię wydawać z siebie takich dźwięków. Wokal Ewy jest kobiecy i mocny zarazem, potrafi wyciągać wysoko dźwięki, ale z niskimi też świetnie daje sobie radę. Oto fragment tekstu, który według mnie ociera się o poezję, nie ma w nim rymów częstochowskich:
„Po śladach stóp, po dźwiękach słów
Po tle przeszłych dni
Wskazówki dźwiga czas
W ostatnim tchu, w agonii snu
W mig cię pochłonie duch
Już nigdy nie rozpoznasz tamtych nas”

„Punkt” rozpoczynają mocniejsze dźwięki, nawiązujące do metalu. Zwrotki nie są akcentowane przez Ewę, swoim wokalem podkreśla ona wersy refrenu.

„Bezsilność” rozpoczyna się nadzwyczaj spokojnie. Ale w piosence mamy do czynienia z budowaniem nastroju, stopniowaniem emocji. Pojawiają się mocniejsze akcenty wokalne, które kontrastują z delikatnymi dźwiękami.

„Węże” to kawałek, który pobudza wyobraźnię i zmysły. Słuchając go, można poczuć ruch węży. Aczkolwiek tego utworu nie należy odczytywać dosłownie. „Węże” nie opowiadają o zwierzętach budzących postrach, ale o złu, które kusi. Świetny tekst, który łatwo zapada w pamięć.

„Cisza” to utwór metalowy. Bardzo cenię go cenię nie tylko za mocne uderzenie, ale również za uniwersalny tekst, w którym aż roi się od środków stylistycznych (np. „mrok ciszy”). Bardzo klimatyczny kawałek.

„Baba Jaga” to typowy metalowy kawałek. Słychać to od pierwszej nuty. Ale jest to dowcip muzyczny. Pojawia się tutaj męski wokal. Sam tekst jest zabawny i świetnie kontrastuje z diabolicznym wokalem i ostrą, metalową muzyką. Kawałek trwa niespełna 2 minuty.

„Wyrok” to bunt przeciwko nienawiści i złu. Metaforyczne „słabe gatunki skazano na rzeź” można odczytać jako akceptacji dla zastałego porządku, w którym silni dyktują warunki słabszym. Przesłanie tego utworu jest ponadczasowe.

To nie jedyne kawałki Milczenia Owiec. Skupiłam się na nich, ponieważ bardzo je cenię. Chyba każdy tak ma, że jedne utwory danej grupy lubi bardziej, inne mniej.

PS Znacie Milczenie Owiec? Czy znacie covery, które Waszym zdaniem prześcignęły pierwowzór?

poniedziałek, 16 lipca 2012

Hit czy kit? -najnowszy album Within Temptation


Do napisania dzisiejszej notki zainspirowała mnie quench87, która wrzuciła stary, dobry kawałek Within Temptation. Jest to jeden z moich ulubionych zespołów. Muzykę Within Temptation do czasu wydania albumu „The Unforgiving”, można sklasyfikować jako mieszankę gothic metalu i metalu symfonicznego. Pierwsze albumy były bardziej gotyckie, późniejsze bardziej nawiązywały do metalu symfonicznego.”The Unforgiving” to moim zdaniem krążek bardziej popowy niż rockowy, a co dopiero metalowy. Gdy po raz pierwszy usłyszałam „Sinead”, zastanawiałam się, czy ktoś nie zrobił jakiegoś psikusa, przecież takiego koszmarku nie mogło wypuścić Within Temptation. Niestety, okazało się, że to jest najnowszy singiel grupy. Na szczęście nie wszystkie kawałki z albumu „The Unforgiving” są takie klubowo-dyskotekowe. „Shot in the dark” wypada nieco lepiej od „Sinead”, ale moim zdaniem jest to bardzo słaby kawałek grupy. Za bardzo wpisuje się do mainstreamu, nie czuję tej mroczności, do której utwór powinien nawiązywać. Tej piosenki nie powstydziłoby się Radio Eska. „Shot in the dark” to taki rockowy kawałek stworzony pod masowe gusta. Nie przechodzą mnie przy nim ciary.

„Why not me” rozpoczyna się obiecująco, mroczno i tajemniczo. Od pierwszych nut można wyczuć narastający niepokój, niestety utwór ten nie trwa nawet minuty. Akurat tutaj nie mam nic do zarzucenia. W „Why not me” czuć dawne Within Temptation.

„In the middle of the night” rozpoczyna się szybko, metalowo. quench87 pisała, że czytała gdzieś, że zespół zmienił klimaty, ponieważ Sharon musi oszczędzać głos. W tym utworze śpiewa nieco inaczej niż kiedyś. Nie ma całego spektrum dźwięków, jakie jest w stanie wyciągnąć, ale to mi absolutnie nie przeszkadza. Utwór jest naprawdę rewelacyjny. Nie jest skrojony pod masowe gusta. Normalną rzeczą jest, że wokaliści miewają problemy ze strunami. Nie tak dawno Krzysztof Jaryczewski udzielił wywiadu magazynowi „Teraz Rock”, w którym to wspomniał o utracie głosu. Abstrahuję tutaj od jego problemów z uzależnieniami. Anja Orthodox wciąż ma piękny głos, ale nie jest już w stanie tak wyciągać dźwięków jak w „Iluzycie”. Mimo to Closterkeller wciąż gra rockowe, gotyckie kawałki. Ograniczenia głosowe nie muszą oznaczać porzucenia rocka/metalu na rzecz popu. Moim zdaniem jest to najlepszy utwór z albumu „The Unforgiving”.

„Faster” rozpoczynają przyjemne gitarowe nuty. I gdyby taki był cały utwór, byłabym zadowolona. Niestety, potem jest już nieco gorzej, bo pojawia się elektronika, za którą nie przepadam. Jedynie w przypadku Cool Kids of Death elektroniczne wstawki wydają mi się na miejscu. Słuchając „Faster”, odnoszę wrażenie, że prostota tego utworu ma zapewnić obecność w największych rozgłośniach radiowych. Ten kawałek przypomina mi jakąś znaną piosenkę z lat. 80 i 90. , która bardzo często gościła w mediach. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie tytułu i wykonawcy.

W „Fire and ice” od początku budowana jest atmosfera napięcia. Pojawiające się potem nuty przypominające pozytywkę nadają całości szlachetności i wzmacniają dramatyczny wymiar utworu. Kiedy już wydaje nam się, że mamy do czynienia z balladą, to pojawiają się mocniejsze dźwięki, które wprowadzają niepokój. Sharon nie szarżuje tutaj z głosem tak jak w „Angels” czy „What have you done”, ale wiele artystek może jej pozazdrościć możliwości wokalnych. Bardzo przyjemny kawałek.

„Iron” to powrót do metalowych, mrocznych korzeni. Kawałek szybki i dynamiczny. Sharon cudownie wyciąga wysokie dźwięki. Takie energetyczne i ostre kawałki lubię sobie puszczać, gdy pochłaniają mnie obowiązki. Przy metalu na pewno nie zasnę;) Jest to zdecydowanie jeden z lepszych kawałków na „The Unforgiving”. W środku utworu pojawiają się mocne uderzenia perkusji, czyli to, co lubię;) W przypadku „Iron” nazwa jest adekwatna do gatunku, mamy tu do czynienia z metalem:)

„Where is the edge” rozpoczyna kojący ucho wokal Sharon, ale niech to nikogo nie zmyli, ponieważ sam utwór jest mocniejszy, rockowy. Nie powoduje, że mam przy nim ciary, ale wypada naprawdę przyzwoicie. Według mnie nie jest to metal, bardziej rock. Przyjemny w odbiorze, więc nadaje się do rozgłośni radiowych, ale nie jest na tyle „lekki i przyjemny”, by zrobił taką karierę jak single Rihanny czy Beyonce. O ile w przypadku „Sinead” odnoszę wrażenie, że zespół skłania się ku tego typu muzyce, o tyle w przypadku „Where is the edge” czuję, że obcuję z niezłym rockowym kawałkiem.

„Lost” rozpoczyna się od wprawienia w ruch metalowych strun. Sharon na początku stawia na niskie, spokojne dźwięki, by po chwili przejść do wyższej tonacji. To kolejny dobry, rockowy kawałek. Jest bardzo melodyjny, łatwo wpada w ucho. Ale jeśli ktoś oczekiwał, że pojawi się tutaj nawiązanie do metalowych korzeni zespołu, to może poczuć się zawiedziony.

„Murder” od początku zasiewa w odbiorcy ziarno niepokoju. Głos Sharon przepełnia niepokojem. Refren łatwo wpada w ucho, aczkolwiek według mnie średnio koresponduje ze zwrotkami. Zwrotki są surowe, pełne niepokoju, a refren jest zbyt „wygładzony”.

„A demon`s fate” nawiązuje do metalowych korzeni grupy. Obecne jest w nim całe spektrum uczuć. To kawałek przepełniony emocjami, wśród których na pierwszy plan wysuwa się niepokój, gniew. W tle pojawiają się też skrzypce, które uwielbiam. Kawałek znajduje się w moim top 3, obok „Iron” i „In the middle of the night”.

„Stairway to the skies” to utwór przepełniony tajemnicą, bólem. Ambitny, nietuzinkowy, po prostu dobry. Czuję cały pokład emocji, jaki usiłuje przekazać Within Temptation. „Stairway to the skies” to utwór wiarygodny, wpisujący się w moją stylistykę i gust.

PS A jak Wy odbieracie „The Unforgiving”? Moim zdaniem tłumaczenia o problemach z głosem to wymówka, która ma usprawiedliwić komercyjny charakter najnowszego albumu grupy. Poza 4, w porywach 5 kawałkami, wszystkie pozostałe wyśmienicie wpisują się w repertuar serwowany nam przez rozgłośnie radiowe.







piątek, 13 lipca 2012

Pierwszy album Evanescence


Z zespołem Evanescence zetknęłam się po raz pierwszy w 2002 roku. Amy Lee zahiponotyzowała mnie swoim wokalem. Kobiecy, mocny wokal osadzony w mrocznym aranżu muzycznym, do tego oryginalne stroje i suknie Amy bardzo przypadły mi do gustu. „Bring me to life” chyba już zawsze będzie mi się kojarzyć z pierwszą miłością i burzą hormonów związaną z tym stanem. Po każdej kłótni z moim ówczesnym chłopakiem, potrafiłam słuchać tego kawałka całymi godzinami. Teledysk do tego singla wywarł na mnie ogromne wrażenie. Sceny pełne dramaturgii rozgrywające się w środku nocy i sugestywne sceny obrazujące metaforyczne „save me”. Na koniec okazuje się, że to był tylko koszmar, teledysk kończy się przebudzeniem Amy. „Bring me to life” to przede wszystkim niezwykle udany duet. Amy wykonuje ten utwór wraz z Paulem McCoyem, który może poszczycić się mocnym, męskim głosem.

Kolejnym singlem granym chętnie przez rozgłośnie radiowe było „Going under”. To kolejny mroczny kawałek z albumu „Fallen”, który notabene uważam za najlepszy w dotychczasowym dorobku Evanescence. Jest to płyta pełna dramaturgii, przesycona smutkiem i cierpieniem, opowiadająca o trudach egzystencji. Mroczna i dynamiczna. Kolejne albumy są już bardziej stonowane. Moim zdaniem „Fallen” można uznać za płytę osadzoną w gotyckim klimacie. „Going under” to utwór pełny gniewu, złości. Opowiada o tym, jak niewłaściwie ulokowane uczucia powodują, że sięgamy dna.

„My immortal” to spokojny, melancholijny utwór. Poetycki tekst tego kawałka jest w stanie poruszyć nawet takiego niewrażliwca jak ja. Opowiada on o trudnym uczuciu. Bohaterka staje przed dylematem, czy należy dalej walczyć o związek, w którym jest samotna, czy odejść, chociaż kocha. Miłość przynosi jej ból i cierpienie. Jego obecność jej ciąży. To destrukcyjne uczucie. Próba ukojenia jego bólu i cierpienia zakończyła się tym, że sama znalazła się na skraju.

„Everybody`s fool” to kolejny dynamiczny, mroczny utwór. Chór obecny w tle dodaje całości dramaturgii. Pozwala przenieść się odbiorcy do tajemniczej krainy, ciemnych komnat i cel mnisich. Aranżacja jest bardzo klimatyczna i sugestywna. Według mnie „Everybody`s fool” ociera się o klimaty psychodeliczne. Mocną stroną tego kawałka jest nie tylko znakomita aranżacja, ale również poetycki tekst, który opowiada o ludzkich niedoskonałościach,słabościach, wadach i grzechach (zdrada).

„Haunted” to utwór z pogranicza metalu gotyckiego. Atmosfera grozy, tajemnicy, bólu, cierpienia, dekadencji. Słuchając tego utworu za każdym razem mam przed oczami wiekowy las, w którym czyha na człowieka wiele niebezpieczeństw. Przez gęste gałęzie nie przenikają tu promienie słoneczne. Utwór opowiada o zjawisku wzajemnego wyniszczania.

„Tourniquet” można także zaklasyfikować jako gothic metal. Rozpoczyna się od słów wyśpiewywanych przez megafon. Utwór ten jest przesycony bólem na wskroś. Jest swoistą wewnętrzną walką o sens istnienia. Dusza cierpi i czeka na wyzwolenie, jakie przyniesie jej śmierć.

„Imaginary” rozpoczyna delikatny śpiew Amy, który z czasem staje się coraz mocniejszy. Daje to efekt stopniowania emocji, budowania napięcia. Słuchając tego kawałka, zawsze przed oczyma mam komnatę rozświetloną przez świece. Klimat, w jakim utrzymany jest ten utwór, niewątpliwie pobudza wyobraźnię.

„Taking over me” rozpoczyna gra na fortepianie, jeśli myślimy, że będziemy to spokojny, łagodny kawałek, to jesteśmy w błędzie. Po chwili rozlegają się mocno osadzone dźwięki. Jednocześnie to bardzo melodyjny i zapadający w pamięć kawałek jak pozostałe propozycje z utworu „Fallen”.

Początek „Hello” może nasuwać skojarzenia z kołysanką. Melodyjny wokal Amy koi uszy. Tymczasem ta piękna ballada opowiada o bólu związanym ze stratą, przemijaniem. Jednak śmierć to tylko pozorna rozłąka. Wciąż istnieje szansa na pośmiertne zjednoczenie dusz.

„My last breath” rozpoczyna się od elektrycznej wstawki, która po chwili staje się mroczna. Tekst tego utworu ociera się o ezoterykę. Jego poetycki wymiar, pełny niedopowiedzeń, metafor znakomicie wpisuje się w klimaty gotyckie. Podobnie jak ból, cierpienie, poczucie tymczasowości, kruchości i przemijania.

Mroczny początek to charakterystyczna cecha „Whisper”. Ocieramy się w nim o obłęd, rozpacz. Wzywa do walki, niepoddawaniu się cierpieniu. Kolejne nieszczęścia, narastający ból można próbować opanować. Śmierć kusi kresem cierpienia, ale czy należy jej ulec? „Whisper” to swoista walka dobra ze złem. Sprzecznych uczuć, które nawiedzają każdego człowieka. Obecność chóru pod koniec utworu nadaje mu jeszcze bardziej patetyczny, dramatyczny wydźwięk.

Nazwa zespołu, pod którą kryje się przemijanie, idealnie wkomponowuje się w atmosferę i przesłanie albumu „Fallen”. W kolejnych albumach zespół oddalał się od swoich korzeni, zmierzając bardziej w kierunku rocka niż metalu gotyckiego. Teksty Evanescence wciąż ocierają się o poezję, aczkolwiek aranżacja utworów jest nieco spokojniejsza i mniej mroczna.

czwartek, 12 lipca 2012

Fenomen zespołu Zakopower

Zakopower to zespół, którego wielkie przeboje do mnie nie przemawiają. "Boso",  "Bóg  wie gdzie", "Kiebyś ty" niespecjalnie mnie poruszają.  Ale zespół ma w swoim repertuarze wiele świetnych piosenek, w tym coverów w nowych aranżacjach. Pewnie nigdy nie usłyszałabym ich wersji utworu "W dzikie wino zaplątani", gdybym nie udała się na jeden z ich koncertów. Dałam się namówić koleżance, która bardzo lubi tę kapelę i nie żałuję. Odkryłam bowiem wiele świetnych piosenek. Te puszczane na co dzień w radiu w porównaniu do tych granych na koncertach, są mniej folkowe. Nie od dziś wiadomo, że jeśli chcemy trafić do większej grupy odbiorców, musimy dopasować się do pewnych schematów. Muzyka grana przez Zakopower i tak wybija się na tle repertuaru puszczanego na co dzień w rozgłośniach. 

Nie jest tajemnicą, że mam ogromną słabość do mocnych uderzeń i folku. Z połączeniem tych dwóch elementów mam do czynienia w niektórych utworach Zakopower granych na koncertach.  Energetyczne, dynamiczne kawałki z ludową nutą to cecha rozpoznawcza zespołu Karpiela-Bułecki. W występach na żywo dają z siebie wszystko. Nie sposób nie poczuć atmosfery dobrej zabawy. Pod koniec koncertów tak się rozkręciłam i rozruszałam, że nie chciało mi się wracać do domu;)

Jeśli chodzi o znane utwory tej góralskiej grupy, to najbardziej przypadły mi do gustu "Galop" i "Tak, że tak". "Kiebyś ty" lubię, choć nie darzę tego kawałka takim sentymentem jak dwóch wyżej wymienionych. "Boso" i "Bóg wie gdzie" niespecjalnie do mnie przemawiają. 

Od paru dni przechodzę ponowną fazę fascynacji kawałkiem "Tak, że tak". Mocna, energetyczna i bardzo ludowa. Wpada w ucho już podczas pierwszego przesłuchania. Chce się do niej tańczyć i śpiewać.  W utworze można usłyszeć skrzypce, które uwielbiam.  Umiejętne przemycenie  nowoczesnych elementów do folkowych kawałków jest cechą charakterystyczną zespołu Zakopower. To ich swoisty znak rozpoznawczy.

"I mów tak do mnie, mów tak do mnie, mów tak do mnie" , czyli refren wykonywany przez grupę kobiet od razu wwierca się w głowę.

Piosenka wskazuje na bliskość, jaką stwarzają wspólne rozmowy. Nieważna jest ich treść . Najważniejszy jest sam fakt wymiany myśli. Brak komunikacji to przyczyna rozpadu wielu związków. Uważam, że choć przesłanie tego utworu nie jest jakieś odkrywcze i rewolucyjne, to jednak nie mamy tutaj do czynienia z typową papką, puszczaną w polskich rozgłośniach. 

Wyjątkowość zespołu Karpiela-Bułecki polega na tym, że obok dostojeństwa skrzypiec, pojawia się perkusja. Utwory opowiadają o tym, co jest powszechnie znane, w zupełnie nowy, nieznany sposób.  Odkąd dane mi było bawić się na koncercie Zakopower, ich fenomen stał się dla mnie zrozumiały.

PS Lubicie połączenie folku z nieco mocniejszym uderzeniem? Zakopowerowi daleko do metalu, ale trudno im odmówić dynamiki.

niedziela, 8 lipca 2012

Poezja a rock gotycki, czyli parę słów o Ciryam


Pora roku nie ma wpływu na rodzaj słuchanej przeze mnie muzyki. Dzisiaj znowu dopadła mnie faza na szeroko pojmowany rock gotycki. W związku z tym sięgnęłam do utworów wykonywanych przez zespół Ciryam.

Zespół formował się od 1999 roku, zmieniając przy tym nazwy, skład i styl. W kwietniu 2003 roku oficjalnie powstała grupa Ciryam. Jej wokalistką jest Monika Węgrzyn, która dysponuje fantastycznym głosem. Z powodzeniem mogłaby wykonywać utwory z pogranicza metalu symfonicznego. Myślę, że świetnie poradziłaby sobie z kawałkami Nightwisha. Ma piękny i wysoki głos, którym hipnotyzuje. Zespół pochodzi z Krosna. W 2007 roku grupa Ciryam wystąpiła na Metalmanii. W 2010 triumfy święci singiel „Venus”, który pochodzi z trzeciego i zarazem ostatniego z dotychczas wydanych krążków.

Jak już wspomniałam, Monika posiada niezwykły głos. Słucham różnych zespołów ocierających się o gotyk, ale większy sentymentem darzę te, które mogą poszczycić się kobiecym wokalem. Wysoki, zmysłowy kobiecy wokal bardziej pasuje mi do mrocznej stylistyki i poetyckich tekstów.

„Venus” to mój ulubiony kawałek Ciryam. Niezwykle poetycki, dynamiczny, pełny niespodziewanych zwrotów. Wokal Moniki jest zmysłowy, a zarazem zadziorny. Utwór stanowi swoistą apoteozę kobiecego piękna. Lubię kawałki manifestujące wiarę w siebie, świadomą kobiecość. Tytułowa Venus jest nieuchwytna, tajemnicza i zmysłowa. Kusi swoim blaskiem. Uwielbiam ten kawałek za wszystko. Za piękny, wysoki głos Moniki, dynamizm, poetycki wymiar tekstu będącego swoistym manifestem samoświadomości. Trudno nie zauważyć erotyzmu zawartego w tym utworze. Zawsze gdy mam gorszy humor, to puszczam „Venus” i od razu nastrój ulega poprawie. Reasumując: pewność siebie sprawia, że kobieta jest atrakcyjna.
Oto fragment tekstu:
Zobaczysz mnie w zwierciadle wody,
oddaną światu, oddaną tobie,
serce wyrywa się głodne mojej prawdy,
wystarczy jeden gest, wyraz rozkoszy na twej twarzy jest”

Mocy blask w moich oczach lśni,
Ja perła, magia we mnie tkwi”

„Serca płacz” to utwór przesiąknięty melancholią, a zarazem dynamiczny. W tym kawałku obok silnego głosu Moniki, pojawia się też męski wokal. Za każdym razem, gdy go słucham, przechodzą mnie ciarki. Przed oczyma mam mroczne komnaty i strome schody, które prowadzą do nich. Myślę, że ten utwór mógłby z powodzeniem zostać wykorzystany w jakimś filmie historycznym albo horrorze rozgrywającym się na zamku. Męski wokal budzi skojarzenia z grupą Gregorian, która nawiązywała do tradycji mnichów. Jako dziecko zawsze miałam ciary, słuchając „Ameno”. Do dzisiaj widząc zabytkowe kościoły gotyckie odczuwam strach połączony z fascynacją. I tak też jest w tym utworze.

„W ciszy” pojawia się atmosfera tajemniczości. Tekst znowu przypomina wiersz. Obecne w nim metafory i porównania nie są pospolite, ani kiczowate. Utwór opowiada o królowej snu, która pojawia się w komnacie. Potrafi ona ograniczać twórczość, ale jednocześnie jest w stanie wzniecić iskrę. Rozpala zmysły swoim pięknem, zainteresowanie jej osobą potęguje jej niedostępność. Atmosfera staje się gorąca, ponieważ okryta jest aurą tajemnicy i sensualności. Tekst tej piosenki nie jest łatwy do zinterpretowania, pełny jest sprzeczności, metafor, porównań. Myślę, że nadawałby się na rozszerzoną maturę z języka polskiego. Ale obecny system ogranicza kreatywność. Oto fragment utworu:
Za zasłoną tajemnicy splot ciał, zapach róż,
sznur gestów, rzeka słów.
Korytarzem grzechu pychy splot ciał, zapach róż,
sznur gestów, rzeka słów”

„Bez smaku” to jeden z najspokojniejszych utworów grupy Ciryam. Opowiada o kobiecie zranionej, którą targają wątpliwości. Poszukuje ona swojej drogi w życiu, celu. Dotychczasowe marzenia tracą rację bytu, ponieważ kobieta dojrzewa do przerwania toksycznej relacji. Nie chce być więcej oszukiwana i karmiona złudzeniami. Nie sposób odmówić jej siły.

„Miłość za pieniądze” to kawałek z pazurem. Opowiada o sprzedaży własnego ciała. Materializm i pokusa łatwego zarobku ciągną bohaterkę na dno. Uczucia nie mają znaczenia. Liczą się tylko pieniądze. Według mnie utworu nie należy interpretować wprost. Niekoniecznie opowiada on o usługach seksualnych świadczonych za pieniądze. „Prostytutką” może być każdy, go zrywa ze swoimi ideałami, kierowany chęcią zysku.

Ciryam to nie tylko wspaniały wokal, poetycki tekst i dobra muzyka, ale przede wszystkim mroczna aura tajemniczości.

PS Znacie tę grupę? Słuchacie polskiego gotyku?

piątek, 6 lipca 2012

Folkowo-rockowe islandzkie odkrycie


W sobotę rano wwierciła się w moją głowę i nie chce jej opuścić... Też tak macie z niektórymi piosenkami? O jakim utworze mowa? O „Little Talks” Of Monsters and Men.

Gdy usłyszałam ten kawałek po raz pierwszy, gdy zabrzmiały pierwsze nuty, byłam przekonana, że mam do czynienia z kolejnym singlem Eneja. „Little Talks” skojarzył mi się z utworem „Skrzydlate ręce”. Dopiero gdy usłyszałam wykonawców, zrozumiałam, że odkryłam nową grupę, grającą mieszankę folku, rocka, ska i bluesa. Uwielbiam takie połączenia. Odnalezienie wykonawcy trudne nie było, ponieważ znałam refren na pamięć.

Utwór wykonuje islandzka grupa. Jest pełny energii i kojarzy mi się z przyśpiewkami żeglarzy. Zresztą piosenka nawiązuje w sposób metaforyczny do łodzi i brzegu. Cudowny męsko-damski duet opowiadający historię o miłości. Jest wakacyjnie, jest o uczuciach, ale nie ma elementu przesłodzenia. Swoją drogą dawno nie słyszałam żadnego udanego męsko-damskiego duetu. Zazwyczaj rozgłośnie serwują nam kawałki w stylu: „Nie kłam, że kochasz mnie”, które jak dla mnie mają w sobie w sobie za dużo lukru i dramaturgii.

Zdziwiłam się, że tak dobrą piosenkę można usłyszeć w Radiu Zet, które najczęściej serwuje nowe single Jennifer Lopez, Rihanny czy Beyonce. Jak widać obok oklepanych piosenek, wpisujących się w mainstream, można znaleźć od czasu do czasu coś nietuzinkowego, folkowo-rockowo-bluesowego, wykonywanego przez islandzkich artystów.

Mój TŻ chyba oszaleje, bo ciągle chodzę i nucę sobie:
Cause though the truth may vary this
Ship will carry our
Bodies safe to shore

Hey!
Don`t listen to the word I say
Hey!
The screams all sound the same
Hey!”

Mój TŻ stwierdził, że musimy zorganizować imprezę tematyczną nawiązującą do motywów związanych z marynarzami i morzem;)

wtorek, 26 czerwca 2012

Butelki z benzyną i kamienie...


Cool Kids of Death to zespół mojej młodości, czasów liceum i burzliwego związku. Zawsze będę miała do niego ogromny sentyment. Jako nastolatka ceniłam go za bunt, dopiero z wiekiem zaczęłam zwracać uwagę na niekonwencjonalny sposób przekazu. Twórczość Cool Kids of Death dla wielu ludzi pozostaje niezrozumiała. Tymczasem trzeba się dobrze wsłuchać w teksty, ponieważ mnóstwo w nich metafor. Słuchając pierwszy raz „Znam cię na pamięć”, można odnieść wrażenie, iż piosenka wręcz zachęca do samobójstwa. Tymczasem w miarę głębszego zapoznawania się z utworem, można zauważyć, że jest to swojego rodzaju naśmiewanie się z oddawania życia za „wiarę”. Pod „wiarą” mogą kryć się młodzieńcze ideały, które z czasem okazują się niewarte poświęcenia. Niektórzy czytając o Cool Kids of Death jako zespole grającym rock alternatywny, z góry zakłada, że alternatywny=udziwniony. Zresztą ten przymiotnik jest często negatywnie odbierany.

Moim ulubionym albumem jest ten wydany w 2002 roku pod tytułem „Cool Kids of Death”. Płytę rozpoczyna kawałek o tym samym tytule. Według mnie nawiązuje on do udziału w wojnach i misjach militarnych, które często zbierają krwawe żniwa. Jednocześnie wskazuje na zafałszowany obraz świata serwowany przez media. Wyraża bunt przeciwko zakłamywaniu rzeczywistości. Sam kawałek utrzymany jest w typowo rockowych, dość prostych klimatach. W refrenie powtarza się „cool kids of death”.

Numerem 2 na krążku jest kawałek „Butelki z benzyną i kamienie”. To moja ulubiona piosenka Cool Kids of Death. Podoba mi się od strony tekstowej, muzycznej, poza tym jest to „nasza” piosenka. Z moim chłopakiem śpiewaliśmy ją za każdym razem, gdy sprawdzian nam nie poszedł. Jest to piosenka pełna młodzieńczego buntu. Pozwalała mi się wyżyć, gdy po tygodniu, w którym spałam może 5 godzin, ze sprawdzianu z biologii dostawałam jedynie 2. Mam do niej ogromny sentyment. Jest to swojego rodzaju groźba adresowana do przedstawicieli show-biznesu, dziennikarzy, prezenterów telewizji muzycznych, szefów agencji reklamowych, menedżerów itp. Uwielbiam tę piosenkę w wersji studyjnej, a kocham jej wersję wykonaną podczas koncertu w Radiowej Trójce, gdzie całość jest zaśpiewana bardziej żartobliwie. Słuchając tej piosenki, za każdym razem mam przed oczyma ogromne blokowisko, na którym mieszka mój chłopak, gdzie wychodzi się na deskę, sączy piwo pod klatką.

„Dwadzieścia kilka” to kawałek o młodzieży pozbawionej ideałów, celów i planów. Wskazuje na brak autorytetów. Jednocześnie akcentuje pewien dość poważny problem. Nasi dziadkowie musieli walczyć na froncie, rodzice zmagać się z komunizmem, a pokolenie wychowane w wolnych czasach często nie ma żadnych celów, ideałów. Mentalność młodych ludzi coraz częściej kształtują media. Telewizja, gry komputerowe itp. Jednocześnie w tekście padają słowa „tylko Iggy Pop miałby szansę”. W 2002 roku, gdy ta płyta trafiała na rynek, pokolenie „dwadzieścia kilka” to te, które przyszło na świat na początku lat 80. Gdy dorastali, nabierali świadomości, to interesowali się muzyką.

„Nielegalny” to kolejny przewrotny kawałek. Z jednej strony wyraża bunt wobec zastałych zasad, nierzadko absurdalnych przepisów. Ale czy rzeczywiście jest to sprzeciw wobec ustawodawstwa? A może to chęć ucieczki, schowania się przed otoczeniem wytyczającym drogę, jaką należy podążać, planującym życie?

„Niech wszystko spłonie” to kawałek o rodzinnym mieście, które się nienawidzi. Najprościej byłoby uciec od problemów, ale można próbować zmieniać rzeczywistość. W to miejsce można tchnąć życie, ale trzeba najpierw zniszczyć wszystko to, co było złe. Kawałek niekoniecznie dotyczy miasta. Miasto można utożsamiać z własnym życiem, w którym można wprowadzić ład, znaleźć szczęście, ale trzeba się pozbyć wszystkiego tego, co nas ogranicza i czyni nieszczęśliwymi.

„Zdelegalizować szczęście” to kolejny przewrotny kawałek. Media lansują kolejne ideały piękna itp., człowiek kierując się nimi, staje się nieszczęśliwy i zgorzkniały. Figury kobiet z okładki mogą wpędzać w kompleksy. Podobnie jak zawody miłosne. Przeżywając porażki, trudno patrzeć na szczęśliwych ludzi wokoło.

„Generacja nic” to nie tylko tytuł jednego z kawałków na płycie CKOD, ale także tytuł artykułu, który w 2002 roku ukazał się w „Gazecie Wyborczej” i opisywał pokolenie, które przegrało swoją wolność. Nie stworzyło żadnej kultury o wspólnym mianowniku, a konieczność zarobku sprawiła, że wielu utalentowanych ludzi decyduje się na schlebianie masowym gustom.

„Piosenki o miłości” opowiada o związku dwojga ludzi, który się rozpadł, ale w momencie, gdy każde z nich zaczyna układać sobie życie z kimś innym, pojawia się syndrom psa ogrodnika. Pojawia się zazdrość, ale nie jest ona raczej podyktowana rzeczywistym uczuciem, ale zasadą: „jak może po mnie nie płakać”.

„Kręcimy się w kółko” opisuje zjawisko pielęgnowania w sobie niechęci do płci przeciwnej. „Wszystkich kolesi mamy dość”, „wszystkie dziewczyny są smutne i złe”. Przypisywanie komuś z góry pewnych cech, to droga prowadząca donikąd. Podobnie jak świat pozbawiony idei, media schlebiające masowym gustom.

„Poezja nie jest dla mnie” uwielbiam ten kawałek za warstwę muzyczną kojarzącą mi się z rockiem z lat. 60. To utwór opowiadający o świecie, gdzie rację bytu mają tylko ci, którzy potrafią się przebić, zaistnieć, są chłodni i posługują się prostym językiem. Można to odnieść do transformacji, do dzisiaj pokutuje pogląd, że osoby mniej przedsiębiorcze przegrały na niej. We współczesnym świecie ogromną rolę odgrywa zbieranie informacji, tzw. research. Umożliwia on dostosowanie strategii marketingowej firmy do potrzeb pewnych grup społecznych.

„Radio miłość” to piosenka o realiach działania mediów. Nastawione na zysk, sięgają po tanie sensacje, plotki. Pomiędzy kolejnymi niezwykłymi doniesieniami emitowane są reklamy. „Na nikim w ogóle psów nie wieszać” -igranie z władzą jest niebezpieczne. Nie ma znaczenia, czy wskazuje się na nieprawidłowości mające miejsce w polityce czy też w związkach wyznaniowych. Zwracanie uwagi na wewnętrzne problemy zorganizowanych struktur, nigdy nie jest odbierane jako forma troski, lecz spotyka się z atakiem instytucji, których błędy są wykazywane. Teoretycznie mamy wolność słowa, w praktyce są pewne informacje, których nie odważy się opublikować żadne radio czy gazeta, ponieważ pociągałoby to za sobą poważne problemy.

„Specjalnie dla TV” to krytyka mediów poszukujących tanich sensacji okupionych cierpieniem innych. Wojna, wybuchy, tajfuny, śmierć to najbardziej nośne tematy. Zawsze spotkają się ze sporym zainteresowaniem. Poszukując taniej sensacji, jednocześnie zatracamy wrażliwość i empatię. Cierpienie przestaje być czymś, co budzi współczucie, zaczyna być tym, co budzi zainteresowanie.

„Uważaj” opowiada o osobach, które żyją na świeczniku, potrafią ustawić się w życiu i tym samym budzą niechęć i nienawiść otoczenia. Często przestajemy w nich dostrzegać ludzki pierwiastek. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną i wykonanie, to z całego albumu właśnie ta piosenka najmniej przypadła mi do gustu.

A Wy lubicie Cool Kids of Death? Jaka jest Wasza ulubiona płyta i piosenka?


piątek, 6 stycznia 2012

"Floe" Moonlight

Długo zastanawiałam się, czy w ogóle warto opisywać swoje przeżycia związane z albumem wydanym w roku 2000 przez zespół, który pięć lat temu został rozwiązany, ale uznałam, że warto, ponieważ dziś takie płyty zdarzają się bardzo rzadko. Mowa o krążku "Floe" nieistniejącego już zespołu Moonlight. Jest to zespół tworzący muzykę z pogranicza progresywnego rocka, metalu gotyckiego, art rocka. Rzeczywiście utwory tej grupy cechują się swoistym "uduchowieniem", magią, artyzmem. Niezwykły głos Mai Konarskiej, poetyckie teksty i muzyka, która potrafi być zarówno eteryczna, zmysłowa, jak również ostrzejsza.


Album "Floe" rozpoczyna "Tabu", od tego kawałka przed wieloma laty rozpoczęła się moja przygoda z Moonlight. Uwielbiam tę piosenkę za sposób wykonania, kobiecy, zmysłowy, eteryczny. Na początku mam wrażenie, że słyszę głos nimfy, ale po chwili następuje mocniejsze uderzenie, budzące niepokój, przenosimy się do mrocznego zamku, w którym czyha na nas szereg niebezpieczeństw.  Tekst tego utworu sprawia wrażenie kartki wyrwanej z tomiku poezji.
"W drugim spojrzeniu
Widziałam nas
Gdy kochamy się
Jak obrazy dwa
Jak samotność już opuszcza mnie 
Jestem tak pewna siebie

To takie jadowite 
Gdy tak patrzysz tu na mnie 
Jak grzech, którego 
Jestem tak bliska "

Tekst nie jest pozbawiony erotyzmu, zmysłowości. Za to go uwielbiam i często powracam do tego kawałka. Ja za każdym razem widzę w tej piosence tłumione pożądanie, które narodziło się pomiędzy kobietą a mężczyzną.

"Lekarstwo na sen" uwielbiam za zmysłowy, spokojny wokal opowiadający o samotności, obłąkaniu. Tekst zapada w pamięć, podobnie jak wykonanie. W tym utworze to nie muzyka, ale głos Mai buduje całą aurę, niepowtarzalną atmosferę. Muzyka przesuwa się na dalszy plan. Dopiero w połowie utworu, muzyka staje się ostrzejsza i buduje atmosferę niepokoju.

"Dzień za dniem, 
Widzę w sobie zmiany, 
Mniej spokoju. 
Trochę jakby obłąkana. 
Skąd ten wiatr wydął żagle? 
W bezkresnej pustce mojej głowy 
Stoję, odwracam się nagle. 
Słońce? Nie, to nie słońce. 
Otwieram drzwi drewniane. "


"List z raju" to piosenka dotykająca tematyki egzystencjonalnej. Z utworu wyraża się katastrofalna wizja świata, z którego nie zostało nic. Po raz kolejny odnoszę wrażenie, że obcuję z poezją:
"Ktoś spalił ogrody z naszymi snami
Wyrwał korzenie marzeń,
Podeptane kwiaty naszych rozkoszy
Marnieją samotnie"
Za każdym razem zachwycam się artyzmem "Listu z raju" i wokalem Mai, zwłaszcza w 2:41, kiedy takim delikatnym, kobiecym głosem śpiewa:
"Raju nie ma już 
Takim jak pamiętasz 
Gaśnie słońce nad rajem 
Ratuj przyjacielu to co pozostało
Ratuj przyjacielu to co pozostało"


"Taniec ze śmiercią" jest utworem bonusowym, który  należy do grona piosenek, do których wracam przynajmniej raz w tygodniu. Przepełniony emocjami, energetyczny, ostry refren, który jest bardzo wymowny:
"Tylko już mnie nie całuj i nie dotykaj 
Już mnie nie całuj i nie dotykaj
Już mnie nie całuj i nie dotykaj
Już mnie nie całuj i nie dotykaj
Już mnie nie całuj i nie dotykaj
Już mnie nie całuj i nie dotykaj"

Maja potrafi budować nastrój przy użyciu swego niepowtarzalnego głosu, który potrafi być ostry, nieznoszący sprzeciwu (refren) i bardzo eteryczny, pobudzający zmysły (zwrotki".
Ten kawałek to ogromne pole do popisu dla osób, które lubią interpretować teksty. Z jednej strony refren może sugerować, że mamy tu do czynienia z obrazem tuż po rozstaniu, zakończeniu związku, ale czy jest to związek z mężczyzną, a może zwiastun nadchodzącej, nieuchronnej śmierci? Lubię, gdy piosenka pobudza wyobraźnię i bywa interpretowana na różne sposoby.
"Jesteś zimna 
Gdy błądzisz dłonią po szyi mojej 
Jak nadgarstki muskasz 
Jak serce ściskasz mocno 
Wreszcie miejmy swój szczyt 
Razem dojdźmy do końca "


"Obsesja" naprawdę budzi niepokój, nastrój obłąkania, obsesji, postradania zmysłów udziela się także słuchaczowi. Tutaj, podobnie jak w "Tabu" odnajduję erotyzm, zmysłowość. 
"I znowu wiem 
Jak czujesz się Ty 
Kiedy przychodzisz 
Poczuć rozkosz 
Nasycić wzrok i ciało 
Jesteś choć nie chciałbyś 
By wiedział ktoś 
że to Ty 
Żadnych słów 
W ciszy trwa nasza gra 
To narkotyk Twój "

"Meren Re (akt ostatni)" to bardzo spokojny utwór przepełniony smutkiem, słabością. 
"Krzycząc jak ucho ludzkie nie słyszało jeszcze, j
ak z bólu krwią pluł wszystkim po twarzach,
 jak padł na błoto i wył"
Ten kawałek skłania do refleksji nad  ogromem bólu i bezradności wobec cierpienia.

"Meren Re (Dobranoc" może kojarzyć się z kołysanką ze względu na aksamitny głos Mai i tytuł, ale to nic bardziej mylnego. 
"Posłuchaj teraz ptaki i drzewa,
Niebo deszczem spływa i płacze"
"Prywatne tragedie tysiące rodzin"
Ten utwór interpretuję jako zadumę nad bólem, cierpieniem osób, które straciły bliskich, ich żałobą. Owe "dobranoc" interpretuję jako ostatnie pożegnanie.

"..." kojarzy mi się z muzyką wywodzącą się z innej kultury. Głos Mai także przenosi nas w regiony odmienne kulturowo. Ten kawałek buduje aurę tajemniczości niczym częściowo przykryta twarz arabskich tancerek.

"Shadizar" to moim zdaniem opowieść o kobiecie, którą okoliczności zmuszają do prostytucji. Za każdym razem czuje się "brudna", ale mimo to po raz kolejny daje się dotykać kolejny męskim dłoniom. "Shadizar" kojarzy mi się z imieniem kobiety, wychowanej w kulturze arabskiej, w której kobiety nie mają prawa głosu, nie mogą decydować o własnym życiu.

"Kiedy myśli mi oddasz" to utwór rozpoczynający się od nastrojowej gry na fortepianie. Głos Mai jest spokojny, kojący.
"Z kimś innym będziesz 
I oczy otworzysz przytomne 
Spyta sennie: "Co Ci jest?" 
Po ciszy zbyt długiej odpowiesz - nic 
Kiedy kwiat Ci podaruje 
Nie róży ciepło poczujesz 
To będę ja i zapach mojej skóry 
Którego tak brakuje 
I podarujesz mi myśl"

Za każdym razem, jak słyszę ten fragment, to czuję ten zapach kwiatów, skóry. Ten tekst jest bardzo sugestywny, pobudzający wyobraźnie. 

"Kochanka" uwielbiam za ostry, pełny pretensji i gniewu wokal Mai oraz ostrą muzykę kojarzącą się z szałem. Tekst pełny jest erotyzmu, zmysłowości.
"Któż jak nie On 
Tchnął w ciało Twe 
Dzikość nieludzką 
Któż jak nie On 
Dał Ci 
Lubieżność zmysłów 
I fantazję opętaną 
Z moim ciałem grałaś 
Gdy kochanką byłaś moją 
Gdy skradziona zostałaś 
Przeze mnie 
Patrzyliśmy w siebie 
Zanim ciała nasze 
Splotły się pierwszy raz 
Najpierw niewninnie 
Jakbyś nie wiedziała 
Kto ciało Ci dał 
Będąc w piekle dotykałaś nieba 
Nie raz 
Zamykałaś oczy i brałaś 
Chciałaś i chciana byłaś 
Odeszłaś nagle jak drobina marzeń"

Tym razem zacytowałam cały tekst, bo chciałam pokazać, że ta piosenka aż kipi erotyzmem, sensualnością. Lubię ten sposób wyrażania seksualności. Nie mamy tu do czynienia z wulgarnością, ale sztuką, poezją. 

"Nic w życiu nie zdarza się przypadkowo" to wykonanie a capella. Głos Mai kojarzy mi się ze zmysłowymi, jazzowymi piosenkami Anny Marii Jopek.