wtorek, 24 lipca 2012

Muzyka tworzona przez kobiety i dla kobiet


Jakoś dopadła mnie melancholia i zaczęłam słuchać utworów Renaty Przemyk. Postanowiłam opisać Wam swoją przygodę z muzyką tej wielkiej, polskiej artystki.

Będąc w gimnazjum i liceum, często wymykałam się ze znajomymi na koncerty kierowane do studentów. Bardzo często gościła na nich Renata Przemyk, która budowała fantastyczną atmosferę. Będąc na koncercie, można było odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z czymś intymnym, niedopowiedzianym, niejednoznacznym. Przemyk to artystka, która nie musi skakać w kusej spódniczce, by zaakcentować swoją kobiecość. W jej przypadku jest to coś oczywistego, emanującego z jej wnętrza. Przyodziana w czerń, w spiętych włosach wciąż jest symbolem kobiecości.

Uwielbiam jej czysty wokal. Przemyk może poszczycić umiejętnością wyciągania wysokich dźwięków. Wykonywana przez nią muzyka jest trudna do sklasyfikowania. Jest to połączenie poezji śpiewanej, muzyki międzywojennej, rocka. Krytycy określają ją mianem szeroko pojętej alternatywy.

Teksty Przemyk są zawsze o czymś. Często mają wymiar poetycki, roi się w nich od metafor. Ta wieloznaczność to swoista gra, flirt ze słuchaczem. Wiele jej utworów przepełnia erotyzm i zmysłowość. Muzyka Przemyk jest bardzo kobieca. W jej utworach jest ona wyjątkowym bytem. Apoteoza kobiet przejawia się w tytułach piosenek : „Sara”, „Babę zesłał Bóg”, „Goplana”, „Alina”. Osiąga swoje apogeum w „Tylko kobieta”. Oto fragment tekstu tego utworu:
„Tylko kobieta go wprawia w trans
Tylko dla kobiet jest czegoś wart
Liryczny zbyt, czuły jak nikt
Zobaczysz go, pokochasz w mig”.

Przemyk dużo uwagi poświęca w swoich utworach kobietom. Dlatego niektórzy przypięli jej łatkę lesbijki. Przemyk nigdy nie ukrywała, że dziwi ją zjawisko braku solidarności między kobietami, że zgadza się z hasłami głoszonymi przez feministki. O ile rozumiem odnoszenie się do tych kwestii, o tyle dziwią mnie dywagacje nt. jej orientacji seksualnej. W rzadko udzielanych wywiadach dzieli się swoją radością i miłością do córki-Klary, ale nie handluje jej wizerunkiem i prywatnością. To jest właśnie klasa. Nie ukrywam, że przesłanie utworów Przemyk jest mi szczególnie bliskie, ze względu na to, iż jest to swego rodzaju pochwała kobiecości. Jej muzyka doskonale nadaje się na dni, kiedy dokucza nam chandra, pomimo iż jest dosyć melancholijna i nostalgiczna.

Dzisiaj chciałam podzielić się swoimi ogólnymi refleksjami. Bardzo lubię utwory pisane przez kobiety dla kobiet. I nie mówię tu o piosenkach w stylu:”kocham mojego księcia”, ale o utworach z których emanuje kobieca siła i solidarność.

PS Słuchacie Renaty Przemyk?

niedziela, 22 lipca 2012

Kobiecy, mocny wokal, czyli parę słów nt. Milczenia Owiec


Dzisiaj parę słów nt. Milczenia Owiec. Nie, nie będę opisywała swoich wrażeń związanych z ekranizacją o Hannibalu Lecterze. Milczenie Owiec to grupa grająca muzykę z pogranicza rocka, nu metalu i post grunge`u. Założona w 2002 roku w Trójmieście, rozwiązana w 2008. Na szczęście zespół wznowił działalność w 2010 roku. Dzięki temu Milczenie Owiec mogło wziąć udział w X In Memoriam Festiwalu Grzegorza Ciechowskiego i zając na nim 1. miejsce. Zespół wykonał dwa utwory zmarłego członka Republiki: „Tak... Tak... To ja” i „Zapytaj mnie, czy cię kocham”. Obie piosenki zostały poddane reinterpretacji i rearanżacji. Są zagrane ostrzej. Mocny, kobiecy wokal nadaje bardziej stanowczy wydźwięk „Zapytaj mnie, czy cię kocham”. Widać, że w wykonanie tego kawałka Ewa włożyła sporo emocji. Lubię Republikę, jest dla mnie swego rodzaju legendą, dlatego krytycznie spoglądam na wszelkie covery. Sposób, w jaki Milczenie Owiec wykonało piosenki Ciechowskiego, bardzo przypadł mi do gustu. Chętnie powracam zwłaszcza do ostrzej zagranego „Zapytaj mnie, czy cię kocham”.

Jak natrafiłam na Milczenie Owiec? Jak zapewne wiecie, mam słabość do kobiecych rockowych wokali. Szukałam jakiegoś zespołu odpowiadającego moim preferencjom i tak natrafiłam na zespół Ewy. Ich repertuar tak przypadł mi do gustu, że wciąż do niego powracam.

„Frozen” nie jest autorskim numerem Milczenia Owiec. To cover przeboju Madonny, w którym postawiono na mocniejsze dźwięki. Nie da się ukryć, że Ewa ma lepsze warunki wokalne od Królowej Popu i pokazuje to w „Frozen”. Utwór został zaaranżowany na rockową nutę. Drzemie w nim większy pokład emocji niż w pierwotnym wykonaniu, które notabene lubię. Nie ukrywam, że jest parę starych kawałków Madonny, które cenię, choć na co dzień słucham cięższej muzyki.

„Dreszcz” rozpoczyna od mocnych dźwięków gitary i perkusji. W refrenie Ewa pokazuje, że jest w stanie wysoko i mocno osadzać dźwięki. W zwrotkach łagodny wokal jest przeplatany mocniej akcentowanymi fragmentami.

Od pierwszej nuty zakochałam się w „Cieniu”. Jest to swoiste wyrzucenie gniewu, dlatego sam kawałek jest ostry, surowy. Atmosferę złości oddaje nie tylko muzyka, ale też wokal Ewy.

„Ego” także znajduje się na liście moich ulubieńców. Mocny wokal, ostre dźwięki i dobry tekst. Czego chcieć więcej? Za każdym razem, gdy go słucham, to żałuję, że nie potrafię wydawać z siebie takich dźwięków. Wokal Ewy jest kobiecy i mocny zarazem, potrafi wyciągać wysoko dźwięki, ale z niskimi też świetnie daje sobie radę. Oto fragment tekstu, który według mnie ociera się o poezję, nie ma w nim rymów częstochowskich:
„Po śladach stóp, po dźwiękach słów
Po tle przeszłych dni
Wskazówki dźwiga czas
W ostatnim tchu, w agonii snu
W mig cię pochłonie duch
Już nigdy nie rozpoznasz tamtych nas”

„Punkt” rozpoczynają mocniejsze dźwięki, nawiązujące do metalu. Zwrotki nie są akcentowane przez Ewę, swoim wokalem podkreśla ona wersy refrenu.

„Bezsilność” rozpoczyna się nadzwyczaj spokojnie. Ale w piosence mamy do czynienia z budowaniem nastroju, stopniowaniem emocji. Pojawiają się mocniejsze akcenty wokalne, które kontrastują z delikatnymi dźwiękami.

„Węże” to kawałek, który pobudza wyobraźnię i zmysły. Słuchając go, można poczuć ruch węży. Aczkolwiek tego utworu nie należy odczytywać dosłownie. „Węże” nie opowiadają o zwierzętach budzących postrach, ale o złu, które kusi. Świetny tekst, który łatwo zapada w pamięć.

„Cisza” to utwór metalowy. Bardzo cenię go cenię nie tylko za mocne uderzenie, ale również za uniwersalny tekst, w którym aż roi się od środków stylistycznych (np. „mrok ciszy”). Bardzo klimatyczny kawałek.

„Baba Jaga” to typowy metalowy kawałek. Słychać to od pierwszej nuty. Ale jest to dowcip muzyczny. Pojawia się tutaj męski wokal. Sam tekst jest zabawny i świetnie kontrastuje z diabolicznym wokalem i ostrą, metalową muzyką. Kawałek trwa niespełna 2 minuty.

„Wyrok” to bunt przeciwko nienawiści i złu. Metaforyczne „słabe gatunki skazano na rzeź” można odczytać jako akceptacji dla zastałego porządku, w którym silni dyktują warunki słabszym. Przesłanie tego utworu jest ponadczasowe.

To nie jedyne kawałki Milczenia Owiec. Skupiłam się na nich, ponieważ bardzo je cenię. Chyba każdy tak ma, że jedne utwory danej grupy lubi bardziej, inne mniej.

PS Znacie Milczenie Owiec? Czy znacie covery, które Waszym zdaniem prześcignęły pierwowzór?

poniedziałek, 16 lipca 2012

Hit czy kit? -najnowszy album Within Temptation


Do napisania dzisiejszej notki zainspirowała mnie quench87, która wrzuciła stary, dobry kawałek Within Temptation. Jest to jeden z moich ulubionych zespołów. Muzykę Within Temptation do czasu wydania albumu „The Unforgiving”, można sklasyfikować jako mieszankę gothic metalu i metalu symfonicznego. Pierwsze albumy były bardziej gotyckie, późniejsze bardziej nawiązywały do metalu symfonicznego.”The Unforgiving” to moim zdaniem krążek bardziej popowy niż rockowy, a co dopiero metalowy. Gdy po raz pierwszy usłyszałam „Sinead”, zastanawiałam się, czy ktoś nie zrobił jakiegoś psikusa, przecież takiego koszmarku nie mogło wypuścić Within Temptation. Niestety, okazało się, że to jest najnowszy singiel grupy. Na szczęście nie wszystkie kawałki z albumu „The Unforgiving” są takie klubowo-dyskotekowe. „Shot in the dark” wypada nieco lepiej od „Sinead”, ale moim zdaniem jest to bardzo słaby kawałek grupy. Za bardzo wpisuje się do mainstreamu, nie czuję tej mroczności, do której utwór powinien nawiązywać. Tej piosenki nie powstydziłoby się Radio Eska. „Shot in the dark” to taki rockowy kawałek stworzony pod masowe gusta. Nie przechodzą mnie przy nim ciary.

„Why not me” rozpoczyna się obiecująco, mroczno i tajemniczo. Od pierwszych nut można wyczuć narastający niepokój, niestety utwór ten nie trwa nawet minuty. Akurat tutaj nie mam nic do zarzucenia. W „Why not me” czuć dawne Within Temptation.

„In the middle of the night” rozpoczyna się szybko, metalowo. quench87 pisała, że czytała gdzieś, że zespół zmienił klimaty, ponieważ Sharon musi oszczędzać głos. W tym utworze śpiewa nieco inaczej niż kiedyś. Nie ma całego spektrum dźwięków, jakie jest w stanie wyciągnąć, ale to mi absolutnie nie przeszkadza. Utwór jest naprawdę rewelacyjny. Nie jest skrojony pod masowe gusta. Normalną rzeczą jest, że wokaliści miewają problemy ze strunami. Nie tak dawno Krzysztof Jaryczewski udzielił wywiadu magazynowi „Teraz Rock”, w którym to wspomniał o utracie głosu. Abstrahuję tutaj od jego problemów z uzależnieniami. Anja Orthodox wciąż ma piękny głos, ale nie jest już w stanie tak wyciągać dźwięków jak w „Iluzycie”. Mimo to Closterkeller wciąż gra rockowe, gotyckie kawałki. Ograniczenia głosowe nie muszą oznaczać porzucenia rocka/metalu na rzecz popu. Moim zdaniem jest to najlepszy utwór z albumu „The Unforgiving”.

„Faster” rozpoczynają przyjemne gitarowe nuty. I gdyby taki był cały utwór, byłabym zadowolona. Niestety, potem jest już nieco gorzej, bo pojawia się elektronika, za którą nie przepadam. Jedynie w przypadku Cool Kids of Death elektroniczne wstawki wydają mi się na miejscu. Słuchając „Faster”, odnoszę wrażenie, że prostota tego utworu ma zapewnić obecność w największych rozgłośniach radiowych. Ten kawałek przypomina mi jakąś znaną piosenkę z lat. 80 i 90. , która bardzo często gościła w mediach. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie tytułu i wykonawcy.

W „Fire and ice” od początku budowana jest atmosfera napięcia. Pojawiające się potem nuty przypominające pozytywkę nadają całości szlachetności i wzmacniają dramatyczny wymiar utworu. Kiedy już wydaje nam się, że mamy do czynienia z balladą, to pojawiają się mocniejsze dźwięki, które wprowadzają niepokój. Sharon nie szarżuje tutaj z głosem tak jak w „Angels” czy „What have you done”, ale wiele artystek może jej pozazdrościć możliwości wokalnych. Bardzo przyjemny kawałek.

„Iron” to powrót do metalowych, mrocznych korzeni. Kawałek szybki i dynamiczny. Sharon cudownie wyciąga wysokie dźwięki. Takie energetyczne i ostre kawałki lubię sobie puszczać, gdy pochłaniają mnie obowiązki. Przy metalu na pewno nie zasnę;) Jest to zdecydowanie jeden z lepszych kawałków na „The Unforgiving”. W środku utworu pojawiają się mocne uderzenia perkusji, czyli to, co lubię;) W przypadku „Iron” nazwa jest adekwatna do gatunku, mamy tu do czynienia z metalem:)

„Where is the edge” rozpoczyna kojący ucho wokal Sharon, ale niech to nikogo nie zmyli, ponieważ sam utwór jest mocniejszy, rockowy. Nie powoduje, że mam przy nim ciary, ale wypada naprawdę przyzwoicie. Według mnie nie jest to metal, bardziej rock. Przyjemny w odbiorze, więc nadaje się do rozgłośni radiowych, ale nie jest na tyle „lekki i przyjemny”, by zrobił taką karierę jak single Rihanny czy Beyonce. O ile w przypadku „Sinead” odnoszę wrażenie, że zespół skłania się ku tego typu muzyce, o tyle w przypadku „Where is the edge” czuję, że obcuję z niezłym rockowym kawałkiem.

„Lost” rozpoczyna się od wprawienia w ruch metalowych strun. Sharon na początku stawia na niskie, spokojne dźwięki, by po chwili przejść do wyższej tonacji. To kolejny dobry, rockowy kawałek. Jest bardzo melodyjny, łatwo wpada w ucho. Ale jeśli ktoś oczekiwał, że pojawi się tutaj nawiązanie do metalowych korzeni zespołu, to może poczuć się zawiedziony.

„Murder” od początku zasiewa w odbiorcy ziarno niepokoju. Głos Sharon przepełnia niepokojem. Refren łatwo wpada w ucho, aczkolwiek według mnie średnio koresponduje ze zwrotkami. Zwrotki są surowe, pełne niepokoju, a refren jest zbyt „wygładzony”.

„A demon`s fate” nawiązuje do metalowych korzeni grupy. Obecne jest w nim całe spektrum uczuć. To kawałek przepełniony emocjami, wśród których na pierwszy plan wysuwa się niepokój, gniew. W tle pojawiają się też skrzypce, które uwielbiam. Kawałek znajduje się w moim top 3, obok „Iron” i „In the middle of the night”.

„Stairway to the skies” to utwór przepełniony tajemnicą, bólem. Ambitny, nietuzinkowy, po prostu dobry. Czuję cały pokład emocji, jaki usiłuje przekazać Within Temptation. „Stairway to the skies” to utwór wiarygodny, wpisujący się w moją stylistykę i gust.

PS A jak Wy odbieracie „The Unforgiving”? Moim zdaniem tłumaczenia o problemach z głosem to wymówka, która ma usprawiedliwić komercyjny charakter najnowszego albumu grupy. Poza 4, w porywach 5 kawałkami, wszystkie pozostałe wyśmienicie wpisują się w repertuar serwowany nam przez rozgłośnie radiowe.







piątek, 13 lipca 2012

Pierwszy album Evanescence


Z zespołem Evanescence zetknęłam się po raz pierwszy w 2002 roku. Amy Lee zahiponotyzowała mnie swoim wokalem. Kobiecy, mocny wokal osadzony w mrocznym aranżu muzycznym, do tego oryginalne stroje i suknie Amy bardzo przypadły mi do gustu. „Bring me to life” chyba już zawsze będzie mi się kojarzyć z pierwszą miłością i burzą hormonów związaną z tym stanem. Po każdej kłótni z moim ówczesnym chłopakiem, potrafiłam słuchać tego kawałka całymi godzinami. Teledysk do tego singla wywarł na mnie ogromne wrażenie. Sceny pełne dramaturgii rozgrywające się w środku nocy i sugestywne sceny obrazujące metaforyczne „save me”. Na koniec okazuje się, że to był tylko koszmar, teledysk kończy się przebudzeniem Amy. „Bring me to life” to przede wszystkim niezwykle udany duet. Amy wykonuje ten utwór wraz z Paulem McCoyem, który może poszczycić się mocnym, męskim głosem.

Kolejnym singlem granym chętnie przez rozgłośnie radiowe było „Going under”. To kolejny mroczny kawałek z albumu „Fallen”, który notabene uważam za najlepszy w dotychczasowym dorobku Evanescence. Jest to płyta pełna dramaturgii, przesycona smutkiem i cierpieniem, opowiadająca o trudach egzystencji. Mroczna i dynamiczna. Kolejne albumy są już bardziej stonowane. Moim zdaniem „Fallen” można uznać za płytę osadzoną w gotyckim klimacie. „Going under” to utwór pełny gniewu, złości. Opowiada o tym, jak niewłaściwie ulokowane uczucia powodują, że sięgamy dna.

„My immortal” to spokojny, melancholijny utwór. Poetycki tekst tego kawałka jest w stanie poruszyć nawet takiego niewrażliwca jak ja. Opowiada on o trudnym uczuciu. Bohaterka staje przed dylematem, czy należy dalej walczyć o związek, w którym jest samotna, czy odejść, chociaż kocha. Miłość przynosi jej ból i cierpienie. Jego obecność jej ciąży. To destrukcyjne uczucie. Próba ukojenia jego bólu i cierpienia zakończyła się tym, że sama znalazła się na skraju.

„Everybody`s fool” to kolejny dynamiczny, mroczny utwór. Chór obecny w tle dodaje całości dramaturgii. Pozwala przenieść się odbiorcy do tajemniczej krainy, ciemnych komnat i cel mnisich. Aranżacja jest bardzo klimatyczna i sugestywna. Według mnie „Everybody`s fool” ociera się o klimaty psychodeliczne. Mocną stroną tego kawałka jest nie tylko znakomita aranżacja, ale również poetycki tekst, który opowiada o ludzkich niedoskonałościach,słabościach, wadach i grzechach (zdrada).

„Haunted” to utwór z pogranicza metalu gotyckiego. Atmosfera grozy, tajemnicy, bólu, cierpienia, dekadencji. Słuchając tego utworu za każdym razem mam przed oczami wiekowy las, w którym czyha na człowieka wiele niebezpieczeństw. Przez gęste gałęzie nie przenikają tu promienie słoneczne. Utwór opowiada o zjawisku wzajemnego wyniszczania.

„Tourniquet” można także zaklasyfikować jako gothic metal. Rozpoczyna się od słów wyśpiewywanych przez megafon. Utwór ten jest przesycony bólem na wskroś. Jest swoistą wewnętrzną walką o sens istnienia. Dusza cierpi i czeka na wyzwolenie, jakie przyniesie jej śmierć.

„Imaginary” rozpoczyna delikatny śpiew Amy, który z czasem staje się coraz mocniejszy. Daje to efekt stopniowania emocji, budowania napięcia. Słuchając tego kawałka, zawsze przed oczyma mam komnatę rozświetloną przez świece. Klimat, w jakim utrzymany jest ten utwór, niewątpliwie pobudza wyobraźnię.

„Taking over me” rozpoczyna gra na fortepianie, jeśli myślimy, że będziemy to spokojny, łagodny kawałek, to jesteśmy w błędzie. Po chwili rozlegają się mocno osadzone dźwięki. Jednocześnie to bardzo melodyjny i zapadający w pamięć kawałek jak pozostałe propozycje z utworu „Fallen”.

Początek „Hello” może nasuwać skojarzenia z kołysanką. Melodyjny wokal Amy koi uszy. Tymczasem ta piękna ballada opowiada o bólu związanym ze stratą, przemijaniem. Jednak śmierć to tylko pozorna rozłąka. Wciąż istnieje szansa na pośmiertne zjednoczenie dusz.

„My last breath” rozpoczyna się od elektrycznej wstawki, która po chwili staje się mroczna. Tekst tego utworu ociera się o ezoterykę. Jego poetycki wymiar, pełny niedopowiedzeń, metafor znakomicie wpisuje się w klimaty gotyckie. Podobnie jak ból, cierpienie, poczucie tymczasowości, kruchości i przemijania.

Mroczny początek to charakterystyczna cecha „Whisper”. Ocieramy się w nim o obłęd, rozpacz. Wzywa do walki, niepoddawaniu się cierpieniu. Kolejne nieszczęścia, narastający ból można próbować opanować. Śmierć kusi kresem cierpienia, ale czy należy jej ulec? „Whisper” to swoista walka dobra ze złem. Sprzecznych uczuć, które nawiedzają każdego człowieka. Obecność chóru pod koniec utworu nadaje mu jeszcze bardziej patetyczny, dramatyczny wydźwięk.

Nazwa zespołu, pod którą kryje się przemijanie, idealnie wkomponowuje się w atmosferę i przesłanie albumu „Fallen”. W kolejnych albumach zespół oddalał się od swoich korzeni, zmierzając bardziej w kierunku rocka niż metalu gotyckiego. Teksty Evanescence wciąż ocierają się o poezję, aczkolwiek aranżacja utworów jest nieco spokojniejsza i mniej mroczna.

czwartek, 12 lipca 2012

Fenomen zespołu Zakopower

Zakopower to zespół, którego wielkie przeboje do mnie nie przemawiają. "Boso",  "Bóg  wie gdzie", "Kiebyś ty" niespecjalnie mnie poruszają.  Ale zespół ma w swoim repertuarze wiele świetnych piosenek, w tym coverów w nowych aranżacjach. Pewnie nigdy nie usłyszałabym ich wersji utworu "W dzikie wino zaplątani", gdybym nie udała się na jeden z ich koncertów. Dałam się namówić koleżance, która bardzo lubi tę kapelę i nie żałuję. Odkryłam bowiem wiele świetnych piosenek. Te puszczane na co dzień w radiu w porównaniu do tych granych na koncertach, są mniej folkowe. Nie od dziś wiadomo, że jeśli chcemy trafić do większej grupy odbiorców, musimy dopasować się do pewnych schematów. Muzyka grana przez Zakopower i tak wybija się na tle repertuaru puszczanego na co dzień w rozgłośniach. 

Nie jest tajemnicą, że mam ogromną słabość do mocnych uderzeń i folku. Z połączeniem tych dwóch elementów mam do czynienia w niektórych utworach Zakopower granych na koncertach.  Energetyczne, dynamiczne kawałki z ludową nutą to cecha rozpoznawcza zespołu Karpiela-Bułecki. W występach na żywo dają z siebie wszystko. Nie sposób nie poczuć atmosfery dobrej zabawy. Pod koniec koncertów tak się rozkręciłam i rozruszałam, że nie chciało mi się wracać do domu;)

Jeśli chodzi o znane utwory tej góralskiej grupy, to najbardziej przypadły mi do gustu "Galop" i "Tak, że tak". "Kiebyś ty" lubię, choć nie darzę tego kawałka takim sentymentem jak dwóch wyżej wymienionych. "Boso" i "Bóg wie gdzie" niespecjalnie do mnie przemawiają. 

Od paru dni przechodzę ponowną fazę fascynacji kawałkiem "Tak, że tak". Mocna, energetyczna i bardzo ludowa. Wpada w ucho już podczas pierwszego przesłuchania. Chce się do niej tańczyć i śpiewać.  W utworze można usłyszeć skrzypce, które uwielbiam.  Umiejętne przemycenie  nowoczesnych elementów do folkowych kawałków jest cechą charakterystyczną zespołu Zakopower. To ich swoisty znak rozpoznawczy.

"I mów tak do mnie, mów tak do mnie, mów tak do mnie" , czyli refren wykonywany przez grupę kobiet od razu wwierca się w głowę.

Piosenka wskazuje na bliskość, jaką stwarzają wspólne rozmowy. Nieważna jest ich treść . Najważniejszy jest sam fakt wymiany myśli. Brak komunikacji to przyczyna rozpadu wielu związków. Uważam, że choć przesłanie tego utworu nie jest jakieś odkrywcze i rewolucyjne, to jednak nie mamy tutaj do czynienia z typową papką, puszczaną w polskich rozgłośniach. 

Wyjątkowość zespołu Karpiela-Bułecki polega na tym, że obok dostojeństwa skrzypiec, pojawia się perkusja. Utwory opowiadają o tym, co jest powszechnie znane, w zupełnie nowy, nieznany sposób.  Odkąd dane mi było bawić się na koncercie Zakopower, ich fenomen stał się dla mnie zrozumiały.

PS Lubicie połączenie folku z nieco mocniejszym uderzeniem? Zakopowerowi daleko do metalu, ale trudno im odmówić dynamiki.

niedziela, 8 lipca 2012

Poezja a rock gotycki, czyli parę słów o Ciryam


Pora roku nie ma wpływu na rodzaj słuchanej przeze mnie muzyki. Dzisiaj znowu dopadła mnie faza na szeroko pojmowany rock gotycki. W związku z tym sięgnęłam do utworów wykonywanych przez zespół Ciryam.

Zespół formował się od 1999 roku, zmieniając przy tym nazwy, skład i styl. W kwietniu 2003 roku oficjalnie powstała grupa Ciryam. Jej wokalistką jest Monika Węgrzyn, która dysponuje fantastycznym głosem. Z powodzeniem mogłaby wykonywać utwory z pogranicza metalu symfonicznego. Myślę, że świetnie poradziłaby sobie z kawałkami Nightwisha. Ma piękny i wysoki głos, którym hipnotyzuje. Zespół pochodzi z Krosna. W 2007 roku grupa Ciryam wystąpiła na Metalmanii. W 2010 triumfy święci singiel „Venus”, który pochodzi z trzeciego i zarazem ostatniego z dotychczas wydanych krążków.

Jak już wspomniałam, Monika posiada niezwykły głos. Słucham różnych zespołów ocierających się o gotyk, ale większy sentymentem darzę te, które mogą poszczycić się kobiecym wokalem. Wysoki, zmysłowy kobiecy wokal bardziej pasuje mi do mrocznej stylistyki i poetyckich tekstów.

„Venus” to mój ulubiony kawałek Ciryam. Niezwykle poetycki, dynamiczny, pełny niespodziewanych zwrotów. Wokal Moniki jest zmysłowy, a zarazem zadziorny. Utwór stanowi swoistą apoteozę kobiecego piękna. Lubię kawałki manifestujące wiarę w siebie, świadomą kobiecość. Tytułowa Venus jest nieuchwytna, tajemnicza i zmysłowa. Kusi swoim blaskiem. Uwielbiam ten kawałek za wszystko. Za piękny, wysoki głos Moniki, dynamizm, poetycki wymiar tekstu będącego swoistym manifestem samoświadomości. Trudno nie zauważyć erotyzmu zawartego w tym utworze. Zawsze gdy mam gorszy humor, to puszczam „Venus” i od razu nastrój ulega poprawie. Reasumując: pewność siebie sprawia, że kobieta jest atrakcyjna.
Oto fragment tekstu:
Zobaczysz mnie w zwierciadle wody,
oddaną światu, oddaną tobie,
serce wyrywa się głodne mojej prawdy,
wystarczy jeden gest, wyraz rozkoszy na twej twarzy jest”

Mocy blask w moich oczach lśni,
Ja perła, magia we mnie tkwi”

„Serca płacz” to utwór przesiąknięty melancholią, a zarazem dynamiczny. W tym kawałku obok silnego głosu Moniki, pojawia się też męski wokal. Za każdym razem, gdy go słucham, przechodzą mnie ciarki. Przed oczyma mam mroczne komnaty i strome schody, które prowadzą do nich. Myślę, że ten utwór mógłby z powodzeniem zostać wykorzystany w jakimś filmie historycznym albo horrorze rozgrywającym się na zamku. Męski wokal budzi skojarzenia z grupą Gregorian, która nawiązywała do tradycji mnichów. Jako dziecko zawsze miałam ciary, słuchając „Ameno”. Do dzisiaj widząc zabytkowe kościoły gotyckie odczuwam strach połączony z fascynacją. I tak też jest w tym utworze.

„W ciszy” pojawia się atmosfera tajemniczości. Tekst znowu przypomina wiersz. Obecne w nim metafory i porównania nie są pospolite, ani kiczowate. Utwór opowiada o królowej snu, która pojawia się w komnacie. Potrafi ona ograniczać twórczość, ale jednocześnie jest w stanie wzniecić iskrę. Rozpala zmysły swoim pięknem, zainteresowanie jej osobą potęguje jej niedostępność. Atmosfera staje się gorąca, ponieważ okryta jest aurą tajemnicy i sensualności. Tekst tej piosenki nie jest łatwy do zinterpretowania, pełny jest sprzeczności, metafor, porównań. Myślę, że nadawałby się na rozszerzoną maturę z języka polskiego. Ale obecny system ogranicza kreatywność. Oto fragment utworu:
Za zasłoną tajemnicy splot ciał, zapach róż,
sznur gestów, rzeka słów.
Korytarzem grzechu pychy splot ciał, zapach róż,
sznur gestów, rzeka słów”

„Bez smaku” to jeden z najspokojniejszych utworów grupy Ciryam. Opowiada o kobiecie zranionej, którą targają wątpliwości. Poszukuje ona swojej drogi w życiu, celu. Dotychczasowe marzenia tracą rację bytu, ponieważ kobieta dojrzewa do przerwania toksycznej relacji. Nie chce być więcej oszukiwana i karmiona złudzeniami. Nie sposób odmówić jej siły.

„Miłość za pieniądze” to kawałek z pazurem. Opowiada o sprzedaży własnego ciała. Materializm i pokusa łatwego zarobku ciągną bohaterkę na dno. Uczucia nie mają znaczenia. Liczą się tylko pieniądze. Według mnie utworu nie należy interpretować wprost. Niekoniecznie opowiada on o usługach seksualnych świadczonych za pieniądze. „Prostytutką” może być każdy, go zrywa ze swoimi ideałami, kierowany chęcią zysku.

Ciryam to nie tylko wspaniały wokal, poetycki tekst i dobra muzyka, ale przede wszystkim mroczna aura tajemniczości.

PS Znacie tę grupę? Słuchacie polskiego gotyku?

piątek, 6 lipca 2012

Folkowo-rockowe islandzkie odkrycie


W sobotę rano wwierciła się w moją głowę i nie chce jej opuścić... Też tak macie z niektórymi piosenkami? O jakim utworze mowa? O „Little Talks” Of Monsters and Men.

Gdy usłyszałam ten kawałek po raz pierwszy, gdy zabrzmiały pierwsze nuty, byłam przekonana, że mam do czynienia z kolejnym singlem Eneja. „Little Talks” skojarzył mi się z utworem „Skrzydlate ręce”. Dopiero gdy usłyszałam wykonawców, zrozumiałam, że odkryłam nową grupę, grającą mieszankę folku, rocka, ska i bluesa. Uwielbiam takie połączenia. Odnalezienie wykonawcy trudne nie było, ponieważ znałam refren na pamięć.

Utwór wykonuje islandzka grupa. Jest pełny energii i kojarzy mi się z przyśpiewkami żeglarzy. Zresztą piosenka nawiązuje w sposób metaforyczny do łodzi i brzegu. Cudowny męsko-damski duet opowiadający historię o miłości. Jest wakacyjnie, jest o uczuciach, ale nie ma elementu przesłodzenia. Swoją drogą dawno nie słyszałam żadnego udanego męsko-damskiego duetu. Zazwyczaj rozgłośnie serwują nam kawałki w stylu: „Nie kłam, że kochasz mnie”, które jak dla mnie mają w sobie w sobie za dużo lukru i dramaturgii.

Zdziwiłam się, że tak dobrą piosenkę można usłyszeć w Radiu Zet, które najczęściej serwuje nowe single Jennifer Lopez, Rihanny czy Beyonce. Jak widać obok oklepanych piosenek, wpisujących się w mainstream, można znaleźć od czasu do czasu coś nietuzinkowego, folkowo-rockowo-bluesowego, wykonywanego przez islandzkich artystów.

Mój TŻ chyba oszaleje, bo ciągle chodzę i nucę sobie:
Cause though the truth may vary this
Ship will carry our
Bodies safe to shore

Hey!
Don`t listen to the word I say
Hey!
The screams all sound the same
Hey!”

Mój TŻ stwierdził, że musimy zorganizować imprezę tematyczną nawiązującą do motywów związanych z marynarzami i morzem;)