piątek, 3 sierpnia 2012

Początek mojej przygody z The Clash


Za każdym razem, gdy mam zły humor, sięgam po albumy The Clash. Zazwyczaj nawet nie zdążę zauważyć, że nucę jakiś kawałek. To świetny repertuar w sytuacji, gdy choć na chwilę chcę oderwać się od problemów. Ostatnio muzyka The Clash pełni funkcję terapeutyczną podczas remontu;) Bardzo ciężko znoszę wszechobecny nieład i kurz. Niekończące się sprzątanie nie należy do przyjemności, ale gdy słucha się dobrej muzyki, to staje się bardziej znośne;)

The Clash to grupa założona w Londynie w drugiej połowie lat 70. Ich pierwsze kawałki zapisały się w historii punkrocka. Z czasem grupa zaczęła wzbogacać swoje brzmienia o elementy ska, funky, rapu, reggae.

Zespół nie bał się poruszać w swoich kawałkach tematów politycznych. Manifestacja kontrowersyjnych tematów sprawiła, że The Clash przypięto łatkę „sympatyków lewicy”. Grupa niejednokrotnie okazywała solidarność z ruchami prowolnościowymi. Niewątpliwie pierwsze albumy zespołu były najostrzejsze, jeśli chodzi o wygłaszane w nich poglądy.

Teksty poruszające drażliwe kwestie mogłyby sugerować, iż muzyka The Clash nie nadaje się na imprezy. Tymczasem jest ona jednocześnie pogodna. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że emanuje z niej radość i wolność, wynikająca z odrzucenia dławiącego gorsetu norm. Za każdym razem gdy jej słucham, napełnia mnie optymizm.

Początek mojej przygody z The Clash przypada na początek liceum. W moim przypadku był to okres burz i naporów. Szczególnie bliskie wydawały mi się wówczas hasła prowolnościowe i prorównościowo. Jak każdy, i ja odczuwałam potrzebę buntu. Wciąż mam ogromny sentyment do muzyki The Clash. Kojarzy mi się z zabawnymi przygodami, jakie przeżyłam z moim chłopakiem. Zawsze wygłupialiśmy się przy kawałkach The Clash. Bardzo wczuwaliśmy się w swoje role. Pamiętam zakończenie roku. Uroczyste podziękowania dyrektora, gratulacje. Na koniec samorząd zawsze puszczał jakieś zabawne kawałki. Tego dnia wszyscy zebrani usłyszeli fragment utworu The Clash. Popatrzyłam tylko na mojego chłopaka, który stał naprzeciwko i zaczęliśmy wczuwać się w klimat. Tylko że ja miałam wtedy na sobie elegancką spódnicę. Wtedy nagle puścił szew. Na szczęście sytuację dało się opanować agrafką i nie najadłam się wstydu. I wtedy, i dziś cała ta sytuacja wywołuje u nas salwy śmiechu. Zresztą i dzisiaj obydwoje lubimy poskakać przy The Clash. Jest to w pełni spontaniczne. Dla kogoś z zewnątrz może wyglądać to nieco dziwnie, że dwójka dorosłych ludzi robi pizzę i nagle zaczyna się kołysać w rytm muzyki, jednocześnie usiłując śpiewać. Ale muzyka The Clash ma na celu kontestację zaistniałego, skostniałego stanu rzeczy. Powiew świeżości, jaki grupa wniosła na scenę w latach 70. i 80., można przemycić do codziennego życia. Przesłaniem The Clash było przełamywanie ograniczeń i zakazów. Ich muzyka budzi ukryte pokłady spontaniczności. W tym szaleństwie jest metoda. Od czasu do czasu można zapomnieć o tym, co wypada w naszym wieku;) Wprawdzie czasy, gdy człowiek stylizował się na punka, mamy już za sobą, ale to nie oznacza, że nie możemy się czasem powygłupiać;)

Pomimo upływu czasu wciąż podoba mi się buntowniczy charakter kawałków The Clash. Wprawdzie podchodzę do nich inaczej niż w wieku lat nastu, ale wciąż to przesłanie jest mi w pewnym stopniu bliskie. Kiedyś obiło mi się o uszy stwierdzenie, że tylko mentalnie demokratyczne społeczeństwo jest zdolne do buntu.

Jeśli chodzi zaś o samą warstwę muzyczną, to podobają mi się nie tylko klasyczne, punkrockowe kawałki, moją sympatię wzbudzają także swoiste eksperymenty. Elementy funku, rapu i reggae zostały bardzo umiejętnie wplecione i nie ucierpiał na tym rockowy charakter utworów. Zazwyczaj sięganie po inne gatunki muzyczne nie budzą mojej aprobaty. W przypadku The Clash mamy do czynienia z utworami wyszlifowanymi, w których wszystkie elementy do siebie pasują i współgrają. Uwielbiam „Rock the casbah”. Moim zdaniem to doskonały przykład umiejętnego połączenia ze sobą elementów rocka, funku, boogie i reggae. Uważam, ze jest to świetny kawałek do rozruszania imprezy. Niezależnie od tego, co robię, gdy słyszę ten utwór, nachodzi mnie ochota na dobrą zabawę. Mam ochotę pobawić się przy niej z grupą przyjaciół. Za tańcem nie przepadam, ale lubię sobie pośpiewać;) Ten kawałek nadaje się do nucenia w większym gronie, chórek mile widziany;)

W następnej notce obiecuję Wam przedstawić moje ulubione kawałki The Clash. Moje wspominki i luźne refleksje wyszły dosyć długie, dlatego uznałam, że nie będę Was dłużej zanudzać;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz